Artykuły

Z miłości do Pragi...

znani-1.jpg

Kamila Boruta i Konrad Marszałek, aktorzy teatralni, filmowi i telewizyjni, prywatnie opiekunowie suni rasy parson russell terrier o imieniu Praga oraz kotów Rogera i Mimi. Ważnym elementem ich społecznej działalności jest pomaganie bezdomniakom, spacery z psami schronisku, pomaganie w adopcji.

Każdy wywiad zaczynamy od genezy miłości naszych rozmówców do obecnych ulubieńców.

K.M.: Miałem w młodości trzy psy, Pimpka, Rambo i Alfika. No i Perełkę, pieska mojej babci, której odbierałem poród.

Jakie były Wasze pierwsze wspólne zwierzaki?

K.B.: Pierwsze były – Roger i Mimi, rodzeństwo kociaków. Roger, to właśnie on przyciągnął naszą uwagę, wygrał casting ze zdjęcia. Znaleźliśmy ogłoszenie o kotkach do oddania, urodziły się w domu, były więc nauczone czystości, zadbane, od razu zdecydowaliśmy się na adopcję. Roger i Mimi to imiona naszych postaci które graliśmy w musicalu Rent. Było to 7 lat temu, spektakl akurat schodził z afisza, ale imiona z nami pozostały.

Jak buduje się relacje z kotami?

K.B.: Relacja z każdym zwierzakiem opiera się na miłości, od małego braliśmy je na ręce, przytulaliśmy, dzięki temu teraz same do nas przychodzą. Są bardzo łagodne. Na początku „biły się” między sobą, jak to siostra z bratem, teraz raczej się bawią.

Wiele osób radzi, aby od razu adoptować dwa koty. Czy również tak uważacie?

K.B.: Zostawialiśmy kociaki na dość długo, tak więc miały swoje towarzystwo pod naszą nieobecność. Na pewno ich wychowanie przebiegało spokojniej, mogły się ze sobą wybawić. Fantastycznie się patrzyło na dwójkę takich maluchów. Polecamy adopcję zwierzaków w duecie, szczególnie rodzeństwa.

I tak dochodzimy do najsłodszej modelki, czyli Pragi. Jak to się stało, że trafiła do Was właśnie sunia rasy parson russell terrier?

K.B.: Przyznam, że to ja chciałam bardzo mieć psa i nie wiedziałam do końca „z czym to się je”.

K.M.: Ja wiedziałem!

K.B.: Planowaliśmy, że będziemy mieć psa w domu, a nie w mieszkaniu. Jeździliśmy do schroniska w Korabiewicach, gdzie wyprowadzaliśmy psy. Niesamowite miejsce, wszystkie zwierzęta mają duże boksy, nie są to oczywiście warunki takie, jak w kochającej rodzinie, ale dobre. Nie baliśmy się zaangażować, w pomoc zwierzakom często takim, po wielu traumach życiowych. Bardzo dobrym pomysłem, który ułatwia początkującym osobom – wolontariuszom jest oznaczanie klatek schroniskowych kolorami, które odpowiadają poszczególnym etapom socjalizacji czworo­nogów. Dzięki temu nie trafimy na psiaka który dopiero rozpoczyna np. pracę z zoopsychologiem. Staraliśmy się także prowadzić zbiórki w teatrze. Udostępnialiśmy w swoich social mediach informacje o schronisku i psiakach czekających na dom. U osób empatycznych, samo zetknięcie się ze zwierzakami ze schroniska, powoduje wyjątkową więź, która motywuje później do dodatkowych akcji pomocowych, prowadzonych nawet w zaciszu domowym.


znani-2.jpg


Czy pomaganie zwierzętom zainspirowało Was do tego, aby mieć psa w domu?

K.B.: Najpierw do samego wyjazdu do schroniska zainspirowały nas nasze koty. Dzięki przebywaniu z nimi pokochałam zwierzęta. Podczas początku pandemii zadecydowaliśmy o tym, aby mieć psa, mogliśmy poświęcić mu wtedy więcej czasu, zająć się nim, być w domu. Wiedzieliśmy, że musi to być mały pies, wychowany od podstaw. Chcieliśmy ado­ptować kundelka. Znaleźliśmy zdjęcie w internecie, okazało się, że jest to nadprogramowy miot, który jest przeznaczony do adopcji. Zobaczyłam zdjęcie Tosi, bo tak wtedy Praga miała na imię i zakochałam się.

K.M: Zabawne w całej historii jest to, że czytaliśmy dużo o rasach i chcieliśmy raczej spokojnego pieska, który dogada się z kotami, mamy niewielkie mieszkanie. No a skończyliśmy z żywiołowym terrierem.

Jak wyglądały pierwsze dni Pragi w nowym domu?

K.B.: Ułożyliśmy na podłodze materac i wymienialiśmy się, kto będzie z nią spał podczas pierwszych dni. Przez cały miesiąc, kiedy inne osoby w trakcie pandemii robiły coś dla siebie, joga, spacery, czytanie książek, my chodziliśmy z podkrążonymi oczami, bo Praga cały czas potrzebowała naszego towarzystwa. Do momentu, kiedy nie zachorowałam, Praga była strasznym urwisem. Nagle, jak ręką odjął, przez cały czas mojego leżenia w łóżku, towarzyszyła mi, przestała gryźć zabawki. Jakby wydoroślała.

Skąd wzięło się oryginalne imię Pragi?

K.B.: Nazwaliśmy ją na cześć dzielnicy Warszawy w której mieszkamy. Namówili nas do tego przyjaciele, sąsiedzi. Zanim jeszcze Praga do nas przyjechała, pokazaliśmy zdjęcie suni naszej, jak to mówimy, akademickiej grupie z sąsiednich bloków. I wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to będzie doskonałe imię. Fajnie się je zdrabnia – Prażka, Prażynka. Jest ze mną mega związana. Chodzi za mną krok w krok. Musimy jej trochę pilnować na spacerach, szczególnie interesują ją opakowania po jedzeniu. Nauczyliśmy Pragę, że codziennie wychodzi na godzinny spacer, wspólnie ze swoją przyjaciółką Macą, sunią z pobliskiego domu, mogą się tam wybawić. Nie mamy z Prażką problemów z niszczeniem mebli, ponieważ od kiedy była mała, karciliśmy słownie przy niej koty, które drapały np. kanapę. Od tego czasu, Praga kiedy słyszy, że koty robią coś niedozwolonego, przybiega i szczeka na nie.


Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik