Szczęśliwy traf
Ponad dwa miesiące temu, do Państwa Alicji i Olgierda Rud trafił Korek ze schroniska dla bezdomnych zwierząt "Na Paluchu". Opowiadają Magdalenie Rosłon o tym, jak pies trafił do ich domu.
Naszym pierwszym psem był pinczer Foks. Mieliśmy go ponad 13 lat. Stał się członkiem naszej rodziny i często wspominamy chwile, które z nim przeżyliśmy. Rozstanie było bolesne i nie wyobrażaliśmy sobie, że możemy mieć innego psa.
Dlaczego warto mieć zwierzaka?
Upłynął miesiąc i stwierdziliśmy, że w domu jest jakoś pusto. Czegoś brakuje. To chyba kwestia przyzwyczajenia. Pies, to nie tylko nasz przyjaciel, ale też zobowiązanie do opieki nad nim. Poza tym można powiedzieć, że daje nam on motywację, chociażby do spędzania czasu na świeżym powietrzu, sami z pewnością nie poszlibyśmy na spacer.
Co skłoniło Państwa do podjęcia decyzji o przygarnięciu psa ze schroniska?
Kiedy podjęliśmy decyzję o posiadaniu kolejnego psa, zastanawialiśmy się jaki ma on być i jakiej rasy. Zaczęliśmy przeszukiwać różne hodowle, czytaliśmy charakterystyki ras i nic. Żaden nam nie odpowiadał – ten za duży, ten długowłosy... itd. W końcu, gdy pewnego dnia zawoziliśmy rzeczy po Foksie (zabawki i karmę) na Paluch, przyszło nam do głowy, że moglibyśmy przygarnąć kundelka, pomóc jakiemuś bezdomnenu psiakowi. W domu oglądaliśmy w internecie zdjęcia psów do adopcji – i tak to się zaczęło.
A co sprawiło, że to akurat Korek trafił do Państwa?
Kiedy przeglądaliśmy stronę schroniska "Na Paluchu" i trafiliśmy na zdjęcie Korka – pasował do naszych wymagań – mały, z krótką sierścią, dość młody. Jak się potem okazało, nie do końca, gdyż w rzeczywistości jest większy i nie ma 2-3 lat jak nam powiedziano, ale ok. 1,5 roku. Poza tym urzekła nas jego historia. Nie ma informacji w jaki sposób i kiedy Korek trafił na Paluch. Ktoś go adoptował, lecz po pewnym czasie pies z powrotem wrócił do schroniska. Nie wiadomo było z jakich powodów, napisano tylko, że od tygodnia znowu jest na Paluchu. Pojechaliśmy, by go zobaczyć, a kiedy już nam go pokazano, to łzy same napływały do oczu. Wychudzony, sama skóra i kości, a do tego w boksie z czterema psami większymi od niego. Wolontariusze powiedzieli nam, że od kiedy Korek ponownie trafił do schroniska, nie chciał nic jeść i przez cały czas siedział w budzie. Wzięliśmy go na spacer i zadzwoniliśmy do córki, by jej o nim opowiedzieć. Powiedziała tylko jedno: "bierzcie go" i postanowiliśmy zabrać Korka od razu do domu.
Czy Korek szybko się do Państwa przyzwyczaił?
Jest u nas jeszcze za krótko, by móc powiedzieć, że nas w pełni zaakceptował, ale wszystko jest na dobrej drodze. Najgorzej było z jazdą samochodem do lekarza. Chyba się bał, że może odwozimy go z powrotem do schroniska, ale teraz czuje się już lepiej. Daje często do zrozumienia swoim zachowaniem, że nam ufa. Ma już w domu swoje ulubione miejsca, gdzie się kładzie. Jednak zauważyliśmy, że ma "uraz" jeśli chodzi o pomieszczenie piwniczne. Porusza się swobodnie po całym domu, ale piwnicę omija szerokim łukiem. Czasami zajrzy, ale nie ma mowy, by do niej wszedł. Może coś złego mu przypomina? Cieszy się, gdy jego pan wraca do domu, gdy wychodzimy na spacer i chętnie bawi się z innymi psami. My też nie jesteśmy obojętni. Pozwalamy mu na spanie w sypialni, kładzenie się na kanapie w salonie. Korek jest inny niż Foks, bardziej okazuje uczucia i lubi kontakt z człowiekiem.
Wydaje się nam, że chyba musiał być szkolony, bo nigdy nie "żebrze" przy stole o jedzenie i rozumie niektóre polecenia.
Jak córka dogaduje się z Korkiem?
To właśnie Kaja była z Korkiem w pierwszym tygodniu jego pobytu u nas. Niestety musieliśmy wyjechać i to na nią spadł obowiązek opieki nad "nowym" pupilem. Jeździła z nim do lekarza, wychodziła na spacery, karmiła, a my wróciliśmy już na gotowe. Bardzo żałujemy, że w tych pierwszych dniach adaptacji Korka w nowym domu nie mogliśmy być z nim, ale staramy się każdego dnia wynagrodzić mu naszą nieobecność. Mieliśmy bardzo dużo szczęścia, że trafił nam się taki wspaniały pies.
http://paluch.org.pl