Pożegnania z czworonogami, członkami naszych rodzin
Na pytania odpowiada Daria Grzesiek osobowość internetowa,
stworzyła konto na Instagramie @piesdopary
Daria Grzesiek w swoim reportażu dotyczącym pożegnań z przyjaciółmi na czterech łapach, stara się oswoić i przybliżyć ten niezwykle trudny temat. Pożegnania z czworonogami, członkami naszych rodzin, to jeden z najcięższych tematów, nie tylko na łamach naszego czasopisma. Nie istnieje na to dobry „sposób”, ale z pewnością oswajanie tej trudnej myśli, poprzez czytanie wspomnień innych opiekunów czworonogów, które przekroczyły już Tęczowy Most, bardzo pomagają. Daria jest opiekunką przygarniętej suni Ziuty. Ta niezwykła psio-ludzka przyjaźń pozwoliła jej zrozumieć lepiej więź, jaka łączy psa i człowieka.
Opowiedz proszę o adopcji swojego psa, jak trafiliście na siebie?
Przeprowadziłam się z Gliwic do Warszawy, przez co miałam ograniczony kontakt z psami z rodzinnego domu. Bardzo mi tego brakowało. Postanowiłam namówić mojego ówczesnego partnera do adopcji psa. Miał to być jego pierwszy pies, więc zależało mi na dobrym, pierwszym doświadczeniu. W okresie około bożonarodzeniowym przeglądałam stronę Schroniska dla zwierząt w Korabiewicach. Tak trafiłam na opis Ziuty – średniej wielkości czarnej z podpaleniami suczki. Miała osiem lat. Z opisu wynikało, że jest spokojna i lubi towarzystwo człowieka. Znalazłam również jej wideo, gdzie wtula się w wolontariuszkę. Poczułam, że to ona. Przez miesiąc trwały w domu negocjacje. Później procedura adopcyjna: wypełnienie ankiety, wizyta w schronisku, wizyta u nas w domu w celu sprawdzenia warunków. Ziuta zamieszkała z nami 10 lutego. Od tego czasu minęło już ponad siedem lat.
Czy głębokie uczucia wobec zwierząt były zawsze obecne w Twoim życiu?
Mam w domu takie czarno-białe zdjęcie, na którym jest siedzący w wózku bobas, czyli ja, i stojący koło niego pies moich dziadków, Brandy. Nie lubiłam go, ale za to kochałam Bianco, który pojawił się, gdy miałam kilka lat. Był wiecznym szczeniakiem. Uwielbiał ludzi. W domu miałam myszki i świnki morskie. Gdy miałam osiem lat, rodzice kupili pierwszego owczarka szetlandzkiego. Fido był wyważonym psem, takim niedźwiadkiem. Później był Jantar, Cherry, Boni i Abby. Z Boni połączyła mnie wyjątkowa więź. Na podstawie jej zdjęcia mam zrobiony tatuaż psa, który ma symbolizować moje przywiązanie do zwierząt. Troska o zwierzęta towarzyszy mi na co dzień. Oprócz opieki nad moim starszym psem, udzielam się jako wolontariusz. W tym roku po raz drugi uczestniczyłam w zielonym wolontariacie, który organizuje Zarząd Zieleni m.st. Warszawy, i pomagałam rodzinom nurogęsi pokonać trasę z Łazienek Królewskich do Portu Czerniakowskiego. Chociaż w moim rodzinnym domu zawsze były psy rasowe, dzięki adopcji kundelka zauważyłam, jakim problemem jest bezdomność zwierząt w Polsce. Od tego czasu staram się podejmować różne działania w celu poprawy tej sytuacji, w tym akcję „Psy na PW”, czyli sesję zdjęciową bezdomnych psów w Dużej Auli Gmachu Głównego Politechniki Warszawskiej.
Skąd wziął się pomysł wywiadów z osobami po stracie zwierząt?
Dostałam się do Polskiej Szkoły Reportażu. Wiedziałam, że w celu zaliczenia zajęć będę musiała napisać duży tekst reporterski. Już wtedy temat żałoby po utracie zwierząt był mi bliski, ponieważ Ziuta obecnie ma kilkanaście lat i mam z tyłu głowy myśl, że w każdej chwili będziemy musiały się pożegnać. Odczuwam potrzebę oswajania się z tą myślą. Sprawdzam dostępne opcje pochówku, rodzaje pamiątek i w mediach społecznościowych czytam o doświadczeniach innych osób. Tak narodził się pomysł, aby napisać o tym reportaż.
Które historie były dla Ciebie najbardziej niezwykłe i poruszające?
Każda z tych opowieści była inna, wyjątkowa. Łączyło je jedno – miłość. Każde zwierzę było kochane, niezależnie od gatunku. Rozmawiałam z opiekunem słonia w zoo, osobami, które miały psy, koty i konie. Wszyscy przeżyli piękne chwile u boku ukochanych zwierząt i później musieli zmierzyć się z bólem po ich stracie. Rozmawiając ze mną i wspominając te trudne chwile, płakali. Nie dziwi mnie to. Gdy się kogoś kocha, trudno pogodzić się z tym, że już go nie ma.