Artykuły

Podróż z psem przez życie

a-pilaszewska-1.jpg

Agnieszka Pilaszewska – aktorka teatralna i filmowa, scenarzystka („Przepis na życie”, „Ultraviolet”). Od 2005 roku związana z Teatrem Współczesnym w Warszawie. Prywatnie opiekunka uroczego psa o imieniu Gordon, którego wychowuje wraz ze swoim mężem Maciejem Maciejewskim, scenarzystą („Glina”, „Zasada przyjemności”).

Właśnie poznałam Waszego psiaka Gordona. Opowiedz nam proszę, jaka jest jego historia?

Zaadoptowaliśmy Gordona trzy lata temu jako, prawdopodobnie, dwuletniego psa. W związku z tym nie znamy jego historii wieku szczenięcego. Musiał być zabawny, uroczy i oczywiście bardzo mądry jako młody psiak. Pojechaliśmy po niego do gminnej przechowalni w Kowalewie Pomorskim. Pilotowała nas Anna Lewandowska z Golubia Dobrzynia, która wykonuje tytaniczną pracę pomagając bezdomnym i potrzebującym czworo­nogom. Błąkający się po ulicach Gordon (pierwotnie „Szczypiorek”) został odłowiony i umieszczony w klatce gminnej przechowalni. Fatalnie znosił tę klatkę… Zobaczyliśmy go na zdjęciu w mediach społecznościowych i zdecydowaliśmy się dać mu dom w ciągu godziny. Pojechaliśmy po niego do Kowalewa i przywieźliśmy do Warszawy. Był wychudzony, zarobaczony i przerażony, miał złamaną jedynkę, co nie pozwalało mu jeść ani pić. Zapewniliśmy mu opiekę lekarską, dużo miłości a on powoli przystosował się do życia z nami.

Jaki jest Gordon?

Na pewno został skrzywdzony przez ludzi, początkowo każdy mężczyzna wzbudzał w nim przerażenie i panikę. Gordon miał kilkakrotnie złamany mostek, żebra i prawdopodobnie został silnie potrącony przez samochód.
Codzienna pielęgnacja przez pierwsze dwa lata polegała na masażu łap i kręgosłupa. To mu się bardzo spodobało i domaga się tego przy każdej okazji. Żeby zdobyć jego zaufanie i pomóc mu pozbyć się traumy związanej z przebywaniem z ludźmi, codziennie brałam go na ręce i mocno przytulałam gadając do niego nieustannie. Z czasem rozluźniał się i zasypiał na coraz dłużej. To także weszło mu w krew, więc się przytulamy, ile wlezie! Początkowo w ogóle nie umiał się bawić, teraz szaleje z pluszowymi miśkami, które kupuję mu na wagę. Ma też swoją ulubioną różową kość. „Ogarnął” już wszystkie swoje rytuały związane z naszym domem. Cieszy nas jego zaufanie i psia miłość, którą się nam odwdzięcza każdego dnia, przecież wcale nie musi. Każdemu stworzeniu należy się miłość i szacunek. Gordon jest psem dystyngowanym, w jego ruchach widać niezwykłą grację. Lubi mieć własną przestrzeń. W domu ma więc wiele posłań i poduszek, na których przesiaduje. Ludzkie łóżko służy tylko do przytulania w trakcie poobiedniej sjesty.

a-pilaszewska-2.jpg

Jakie psiaki mieszkały z Wami wcześniej?

Psy towarzyszą mi od zawsze. Musiałabym wymienić wszystkie po kolei: Kapryś, Bella, Bartuś, Pepsi, Karma… Karma, mieszanka setera irlandzkiego i biszkoptowej labradorki była chyba moim psem… karmicznym. Miałyśmy wyjątkową więź, rozumiałyśmy się bez słów. Odeszła niedługo przed adopcją Gordona. Była niezwykle piękna. Przeżyła z nami 11 i pół roku, walczyliśmy o jej życie do ostatniej chwili, korzystając z najnowszych zdobyczy medycyny weterynaryjnej, takich jak przeszczep komórek macierzystych. Rozpacz po jej stracie była nie do opisania, jak każde odejście członka rodziny, który kocha bezwarunkowo, daje radość i odstresowuje. Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie życia bez psa.

Dlaczego warto adoptować?

Ludzie mają wielki dług wobec natury. Wykorzystujemy ją bezpardonowo, niszczymy bez refleksji, jaki świat zostawimy przyszłym pokoleniom. Adopcja to pomoc zwierzętom stworzonym do wolności. Pomaganie im rozumiem jako swój obowiązek! Po śmierci Karmy obiecaliśmy sobie, że już nie będziemy mieli psa, będziemy bez zobowiązań, będziemy podróżować bez kombinowania, co zrobić z psem w czasie wakacji na przykład. Ale okazało się, że bez psa ani rusz. Mój mąż był tak przyzwyczajony do spacerów, że wychodził na nie sam, punktualnie o 13.15 i 21:30. Powiedziałam mu, że jego spacery po prostu się marnują, że przy jego nodze powinien spacerować pies! Bez przerwy latałam do jego gabinetu ze zdjęciami psów czekającymi na adopcję. Aż w końcu pokazałam mu zdjęcie Gordona. Czasami musi to być chwila, impuls, może jakaś magia przyciągania. W wypadku Gordona zadziałała miłość od pierwszego wejrzenia. I chęć uratowania go. W naszym życiu rozpoczął się trzy lata temu „etap Gordona”. W tym roku znowu pojedzie z nami na wakacje, już nie możemy się doczekać! Gorąco zachęcam wszystkich do takiej wyjątkowej podróży z psem. Przez życie.

Rozmawiała i fotografowała:
Dorota Szulc-Wojtasik