Podążając za kotem...
Honorata Kożuchowska jest kobietą wielu talentów. Zajmowała się między innymi fotografią i stylizacją. Obecnie jej główną pasją jest muzyka. Wokalistka dwóch zespołów Bossa Norkah oraz Ciepły Wieczór. Pierwszy z nich, nowy i oryginalny projekt – gra polskie bossa novy. Na płycie „Na moim brzegu” znajdziemy delikatne i zmysłowe rytmy. Płyta została wydana dwa miesiące temu, a kilka piosenek znalazło się na listach przebojów w całej Polsce. Natomiast zespół Ciepły Wieczór gra muzykę z czasów przedwojennych. Bohaterka naszego wywiadu jest także wielką miłośniczką zwierząt. Czworonogi były obecne w jej życiu od najmłodszych lat. Jej osobistym zwierzakiem jest Kotkot.
Jak zrodziła się w Tobie pasja do muzyki?
Od dziecka pasją do muzyki, a szczególnie utworów z czasów przedwojennych zarażał mnie mój dziadek. To dzięki niemu pokochałam piosenki z duszą, o miłości przez duże „M”. I tak, po kilku latach powstał pomysł aby założyć zespół grający takie właśnie przeboje. Nazwałam go Ciepły Wieczór, ponieważ nazwa przywołuje dawne dobre czasy, dobre chwile, dobre emocje. Natomiast mój kolejny projekt, także muzyczny, który rozwijamy w ostatnim czasie z coraz większymi sukcesami to zespół Bossa Norkah. W grudniu zeszłego roku ukazała się nasza pierwsza płyta. W krótkim czasie znaleźliśmy się dwukrotnie na listach przebojów, m.in. radiowej Trójki. Gramy polskie bossa novy. Zdecydowanie jest nam bliżej do Polski, niż do Brazylii, ale to muzyka z duszą. Zmysłowa i delikatna.
Skąd pomysł na umieszczenie na okładce Waszej płyty kota?
Szukając pomysłu na projekt okładki, natrafiłam na obraz Oli Lubczyńskiej. Zobaczyłam go i zakochałam się. Nazywam Olę malarką kobiecych dusz, pięknie maluje kobiece postaci, a przez jej obrazy często przemykają koty.
Dołączyłaś do grona przyjaciół naszego miesięcznika, ponieważ jesteś miłośniczką zwierząt. Powiedz nam proszę o historii zwierząt w Waszym domu.
W moim domu rodzinnym zawsze obecne były zwierzęta. Szczególnie psy. Obcowałam z nimi od najmłodszych lat. Nie wyobrażałam sobie nigdy życia bez czworonogów. Pierwszym „moim” psem był owczarek niemiecki, który dołączył do nas w dniu moich 6 urodzin. Niesamowity przyjaciel, wspaniałe doświadczenie na całe życie. Jeździliśmy z nim na wakacje, byliśmy nierozłączni. Dawał mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Wspaniałym doświadczeniem było także obserwowanie jak ze szczeniaka stawał się dorosłym psem. Obcowanie dziecka z psem uczy także codziennej odpowiedzialności, empatii wobec nie tylko swojego zwierzaka, a także innych stworzeń.
Opowiedz nam o swoim osobistym czworonogu, czyli Kotkocie.
Kotkot zawitał do mojego domu. Widać było, że jest obywatelem świata, tak więc nie wypadało mi nadać mu imienia. Ponieważ mówiłam do niego „kocie, kocie”, przylgnęło do niego to oryginalne imię. Mój pierwszy kot miał na imię Miaukot, tak więc została utrzymana pewna tradycja. Kotkot wprowadził się do mnie w wieku 12 lat. Nasze początki były dość trudne, bowiem nie był bardzo przyjaznym kotem. Zdecydowałam się jednak go zatrzymać, odwdzięczył mi się prawdziwie „psią” miłością. Pomimo, iż jest w już dość podeszłym wieku, nadal jest aktywny i niezależny.
Czym Twoim zdaniem różni się relacja pomiędzy człowiekiem, a psem, od relacji człowiek – kot?
Można powiedzieć, że pies uczy przebywania z człowiekiem, a kot przebywania z samym sobą. Jeśli mieszka z nami pies, jest nami zwykle przez cały czas zainteresowany, chce wiedzieć co i kiedy robimy. Aktywnie uczestniczy w naszym życiu. Jest zachwycony naszym towarzystwem. A kot kompletnie w drugą stronę, mówi nam – „bierz mnie takiego jakim jestem”. Trafiłam kiedyś na książkę o tytule „Być z kotem”. Nauczyłam się z niej wiele o psychologii kotów. Tłumaczy ona jak przełożyć zachowania kota na ludzkie. Zdecydowanie zachęcam wszystkich do przygarniania zwierząt. Czy to kotów czy psów. Zauważajmy wokół siebie bezdomne zwierzaki.
Czworonogi, które przygarniamy i odmieniamy im w ten sposób trudny los, są wspaniałymi towarzyszami życia.
Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik