Artykuły

Pasja i miłość do zwierząt i muzyki

b-giewont.jpg

Basia Giewont – polska wokalistka, autorka tekstów i muzyki, aktorka teatralna i musicalowa. Tworzy eksperymentalną elektroniczną alternatywną muzykę pop z elementami folku. Absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie. Laureatka m.in. nagrody Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Edith Piaf. Opiekunka suni Fifi, przygarniętej ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt na Paluchu.


Czy miłość do psów jest w Tobie od zawsze?

Tak, od dziecka, zawsze w domu mieliśmy psy. Zaczęło się od dalmatyńczyka. Miał na imię Tobiasz. On już mieszkał w domu jak się urodziłam. I co warto zaznaczyć, każdy następny pies w naszym domu miał na imię Tobiasz. Był jeszcze kundelek Dakuś, następnie pojawiła się sunia – owczarek podhalański, odkupiona od osoby, która bardzo źle ją traktowała. Bella była z nami również wiele lat. Miałam 6 lat, kiedy przyjechali do nas goście z Włoch i mówili do mnie jako małej wtedy dziewczynki właśnie „bella”, a ja myślałam, że nazywają mnie imieniem naszego psa! Po odejściu Belli, rodzice zdecydowali się na boksera. Był pięknym, pręgowanym Tobiaszem numer dwa. Był z nami długo, aż do moich nastoletnich lat. Następnie, ja znalazłam w Tygodniku Podhalańskim ogłoszenia o hodowli bokserów. Tata wiedział o tym, że wybieramy się w podróż właśnie w tym celu, aby zobaczyć psy, ale przed mamą utrzymywaliśmy to w małej tajemnicy. Dojechawszy na miejsce, okazało się, że w hodowli zostały dwa pieski, jeden z nich wyglądał zupełnie jak nasz Tobiasz! Mama po zobaczeniu tego właśnie konkretnego psiaka, stwierdziła, że to przeznaczenie, jakby nasz Tobiasz „odrodził się” w tym szczeniaku. Okazało się, że maluch był zarezerwowany dla syna właścicielki hodowli, ale udało nam się ją przekonać. Tak trafił z nami do domu Tobiasz Trzeci. Wspaniały przyjaciel na czterech łapach i towarzysz wielu przygód dnia codziennego. Trzy lata temu, pod koniec życia Tobiasza Trzeciego, kiedy było już wiadomo, że to jego ostatnie dni, pojechaliśmy z tatą do lekarza weterynarii aby go pożegnać. I pierwszy raz widziałam, jak pies, który nie mógł chodzić przez kilka ostatnich tygodni, podszedł do opiekuna i rozpłakał się. Jakby dziękował tacie za całe jego życie z nami. Widziałam też pierwszy raz, jak tata przeżył śmierć przyjaciela na czterech łapach. Pożegnaliśmy Tobusia i po roku przyszedł do nas psiak wraz z gośćmi naszych pensjonatów. Zasnął na stole przed wejściem i znalazł go pan zajmujący się technicznymi sprawami. Sprawdziliśmy czy ma czip. Niestety nie miał, więc chcieli zabrać go do schroniska. Postanowiłam wziąć go wtedy do domu. Bardzo polubił się z naszym psem – sunią Fifi, którą mamy z mężem. Szukaliśmy jego właścicieli, a później nowego domu. Mój tata postanowił jednak, że przygarnie go, skoro przyszedł do nas, powinien zostać. Są obecnie nierozłączni i chodzą razem codziennie na dwa długie spacery na Gubałówkę. Tak więc można powiedzieć, że psiak przyszedł do raju. Pies obdarza człowieka miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Ale też, wymaga naszej opieki i dostosowania planów. Przed adopcją na pewno warto się do takiej decyzji dobrze przygotować i mieć świadomość, że to duży obowiązek i powinniśmy mieć plan, na przykład na wypadek wyjazdu czy nieprzewidzianej sytuacji.

Twoje dwie pasje to działalność artystyczna i kryminologia. Opowiedz nam o tym coś więcej jak to jest łączyć te dwie z pozoru odległe dziedziny?

Wbrew pozorom to połączenie pozwala złapać równowagę. Kryminologia jest dość trudna, ze względu na obciążenie psychiczne, jakie łączy się z obcowaniem ze zbrodnią. Przypadki są różne. Obecnie współpracuję z Ośrodkiem Badań Handlu Ludźmi Uniwersytetu Warszawskiego – jest on placówką badawczą i edukacyjną. Zajmuję się problematyką współczesnych form niewolnictwa. Zakres jest niezwykle szeroki. Kiedy stykam się z tym na co dzień, doceniam swoją rodzinę i bezpieczne środowisko. Wyjście do zakładu karnego jest swojego rodzaju katharsis. A zawód artystyczny pozwala z kolei na pewnego rodzaju frywolność, oderwanie się od rzeczywistości. Ta część mnie była dla mnie ważna od dziecka, kiedy już znalazłam się na scenie, nie chciałam z niej zejść. Lata temu w Zakopanem rodzice gościli artystów Piwnicy pod Baranami, którzy dali się wtedy poznać jako niezwykle szaleni, otwarci i ciepli ludzie. Wtedy też korzystając z zasłon w domu przypominających kurtynę, występowałam przed m.in. Grzegorzem Turnauem, który przepowiedział moją artystyczna karierę.

Przejdźmy do historii Fifi, czyli Twojej osobistej suni.

Fifi, w schronisku na Paluchu była nazywana Szajbą. Trafiła tam około 5 lat temu w grudniu 2018 roku, a 22 stycznia 2019 roku ją adoptowałam. Niestety jako szczeniak była pobita. I lekarze musieli ustawić jej zęby na specjalne druty. Przez 3 miesiące dbałyśmy o dietę i zrastanie się zębów. Następnie pojechałam z Fifi do schroniska aby usunąć ten „aparat”. Zostawiłam ją na czas zabiegu i wróciłam, powiedziałam, że przyjechałam po Fifi. A Pani powiedziała mi, że nie ma tutaj takiego psa. Ja zdążyłam się przejąć i zastanawiać co się stało, a w międzyczasie przyszła Pani która powiedziała „a po Szajbę”. Okazało się, że takie było jej pierwotne imię, ale okazało się mało „marketingowe”, a więc dostała nowe, nieco delikatniejsze, czyli właśnie Fifi. Co bardzo ciekawe, moja serdeczna koleżanka Marta, aktorka z którą grałyśmy tę samą rolę, również interesowała się Fifi w schronisku! Pierwsze nasze spotkanie nie było z początku bardzo udane. Fifi nie interesowała się mną za bardzo podczas spaceru. Pod koniec spotkania, usiadłyśmy jednak na ławce, a ona wskoczyła mi na kolana i od razu zaczęła mnie lizać, to wtedy postanowiłam, że to jest mój pies!

Opowiedz nam o Waszym wspólnym życiu.

Fifi jest szalona, tak jak ja. Ale bez problemu mogę ją wszędzie zabierać, ponieważ mam dwa miejsca zamieszkania, często podróżujemy. Ma bardzo dużo bodźców, ale to działa na nią dobrze, lubi jak coś się dzieje. Jest psem bardzo rodzinnym, uwielbia kiedy jesteśmy wszyscy razem. Uwielbia być u moich rodziców, kiedy wyjeżdżamy czuje się tam doskonale. Jednak po powrocie do Warszawy z Zakopanego, cieszy się już w windzie, a w mieszkaniu sprawdza czy na miejscu są miska i posłanie. Jest naszym wspaniałym towarzyszem życia. Cieszę się, że „wybrała mnie” na tamtym spacerze i mogłam dać jej nowy, bezpieczny dom.


Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik