Na dobre i na złe, czyli mądra miłość
Dariusz Jakubowski – aktor filmowy i teatralny. Od 1984 r. w zespole Teatru Studio, z którym odbył szereg tournée artystycznych. Dariusz Jakubowski brał udział w produkcjach m. in. Andrzeja Konica, Janusza Majewskiego, Wojciecha Wójcika, popularność przyniosły mu role w serialach „Ekstradycja”, „Wiedźmin”, „Na dobre i na złe”, a także w serialach dokumentalnych Bogusława Wołoszańskiego, m. in. w „Tajemnicy Twierdzy Szyfrów”. Wspólnie z żoną – Katarzyną Thomas, śpiewaczką, regularnie występują na festiwalach muzycznych, prezentując swoje autorskie spektakle, m.in. na Świętokrzyskich Dniach Muzyki w Filharmonii Świętokrzyskiej w Kielcach, Festiwalu Muzyki Dawnej na Zamku Królewskim w Warszawie czy Festiwalu Chopiniana w Łazienkach Królewskich. Dariusz Jakubowski działa w obronie praw zwierząt. Angażuje się w akcje na rzecz lepszego ich traktowania, np. „Zerwijmy łańcuchy” W październiku 2010 r.brał także udział w konferencji na temat respektowania praw zwierząt w Pałacu Prezydenta RP z udziałem Pierwszej Damy.
Jesteś wielkim miłośnikiem bokserów? Dlaczego?
Właściwie zadecydował o tym przypadek. Jako młody chłopak, szedłem kiedyś do szkoły i na swej drodze spotkałem uroczą bokserkę. Polubiła mnie w szczególny sposób, bo nie odstępowała mnie na krok i nawet poszła za mną do liceum. Ja, niewiele myśląc, zabrałem ją na lekcje, podczas których grzecznie siedziała pod szkolną ławką. Na całe szczęście rodzice pozwolili mi ją zatrzymać. Nazwałem ją Buba i miło ją wspominam. Właścicielem kolejnego psa tej rasy też zostałem przez przypadek. Szedłem z żoną na próbę do teatru i koło Pałacu Kultury spotkaliśmy kobietę, trzymającą na ręku szczeniaczka, którego chciała sprzedać. Oczywiście nie zastanawialiśmy się zbyt długo. Bubulina, bo tak nazwaliśmy szczeniaka, mieszkała z nami przez 16 lat, będąc wspaniałym towarzyszem. Zabieraliśmy ją wszędzie – na wernisaże, do teatru i na wycieczki do Kazimierza Dolnego, gdzie bardzo przyjaźnie traktowane są wszystkie zwierzaki. Niestety Bubulina odeszła od nas do „psiego” nieba. Razem z Kasią mieliśmy nadzieję, że Bubulina wkrótce da nam znak z „krainy wiecznych łowów” i „podeśle” zwierzaka, którym będziemy się mogli zaopiekować. Kiedy w internecie przeczytaliśmy wzruszającą historię o porzuconej bokserce, natychmiast pojechaliśmy ją zobaczyć. Okazało się, że opisany w internecie pies nie ma zęba w tym samym miejscu, w którym nie miała go także Bubulina... Dla nas był to ewidentny znak! Rozpoczęliśmy proces adopcyjny i w niedługim czasie Dziunia – takie imię otrzymała od nas suczka – była już z nami.
Jaka jest historia Dziuni?
Niewiele wiem o jej przeszłości. Bokserka została znaleziona w lasach na Lubelszczyźnie z dwoma szczeniaczkami. Była wystraszona i strasznie zabiedzona –ważyła zaledwie 20 kg. Ze schroniska została najpierw zabrana przez Fundację Boksery w potrzebie, a następnie trafiła do nas. Kiedy zdecydowaliśmy się na jej adopcję, wiedzieliśmy, że będzie to ciężka praca. Wzieliśmy dorosłą suczkę po dramatycznych przeżyciach i ogromnych krzywdach, ale nie baliśmy się tego wyzwania. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że potrzebuje czasu, żeby się przystosować oraz naszej bezwarunkowej miłości. Cały szkopuł tkwi w tym, że psyadoptowane ze schronisk, nie potrafią uwierzyć, że po tylu złych doświadczeniach w końcu mogą odnaleźć spokój i bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie zrobi im krzywdy. Niestety, Dziunia cały świat postrzegała jako zagrożenie. Reagowała lękiem w najróżniejszych sytuacjach. Po pierwszych spacerach z nią byłem złamany, bo bała się wszystkiego: patyków, kijków do nordic walking, szlaufów a także panów we wszelkich uniformach, których wyjątkowo nie lubiła i nie tolerowała. Trzeba było w jakiś sposób przełamać niepewność i lęk. Powstało pytanie: w jaki sposób odwrażliwić psa po traumatycznych przeżyciach? W tej sprawie konsultowaliśmy się ze specjalistami – behawiorystami oraz lekarzami weterynarii. Dodatkowym problemem było to, że adoptowany przez nas pies nie wiedział, co to miasto. Uliczny ruch, odgłosy, zapachy – to wszystko było dla niej nowym doznaniem.
W jaki sposób przebiegał proces odwrażliwiania?
Wspólnie z żoną zaczęliśmy stosować metodę, nazwaną przez nas, „ciasteczkowaniem”. Zarówno ja, jak i moja żona, mieliśmy zawsze na spacerze smakołyk dla naszej suni. Jeśli widzieliśmy, że w jakiejś sytuacji reaguje lękiem, to staraliśmy się odwrócić jej uwagę. Nawet panowie ochroniarze z naszego osiedla dostawali od nas ciasteczka, którymi następnie „częstowali” Dziunię. W ten oto sposób pies zaczął nabierać zaufania i kojarzył osobę w uniformie z przyjemnością, a nie z traumatycznym przeżyciem. Również specjalnie dla Dziuni zakupiłem długą, 10-metrową smycz, aby na spacerach miała poczucie swobody i niezależności. Zadbałem także o to, aby pies prowadził w miarę uporządkowany rytm dnia. Staram się karmić ją o stałych porach, wyznaczam czas na spacer i odpoczynek. Zauważyłem, że przewidywalność i powtarzalność pewnych czynności są dla niej bardzo istotne, bo dają poczucie bezpieczeństwa. Dziunia dużo z nami podróżuje. Na szczęście Polska się zmienia i w hotelach nie ma problemu, gdy przyjeżdża się ze zwierzęciem.
A jak Dziunia reaguje na inne psy?
Na początku bardzo się bałem, że Dziunia będzie reagowała agresywnie. Często, chodząc z nią po łąkach, ryzykowałem, spuszczając ją ze smyczy. Pamiętam, jakie było moje przerażenie, kiedy Dziunia podczas jednej z takich wędrówek, pognała, zauważając psa. Okazało się jednak, że nie chce wchodzić z nim w konflikt, ba, nawet potrafi się z nim zaprzyjaźnić. Swoich pobratymców – psy ze schroniska, wyczuwa na odległość i od razu nawiązuje z nimi dobry kontakt. Jeśli natomiast przeczuwam, że napotkany na spacerze pies, z jakiś względów nie będzie zaakceptowany przez Dziunię lub odwrotnie, po prostu zmieniam kierunek przechadzki, bo do tego zobowiązuje przecież savoir-vivre właścicieli psów. Dlatego zachęcam do pewnego rodzaju uważności, czyli takiego zachowywania się w psim i ludzkim towarzystwie, aby wszystkim, nie tylko podczas przechadzek, było sympatycznie. Oczywiście elementarną sprawą jest usuwanie odchodów po Dziuni. Pamiętam, aby zawsze mieć przy sobie specjalny zestaw na odchody dla psa albo chociaż woreczek.
Jaka jest rada dla ludzi, którzy chcą zaadoptować psa?
Decydując się na przygarnięcie zwierzęcia ze schroniska trzeba brać pod uwagę problemy, które mogą, ale nie muszą się pojawić. Potrzebna jest codzienna praca z psem i duża dawka cierpliwości. Spróbujmy do niego dotrzeć, jego się nauczyć! A potem, gdy widać efekty, to jest już „z górki”. Radość naszej Dziuni, chęć dalszego uczenia się świata, otwartość na wiele nowych rzeczy – to niewiarygodne szczęście także dla mnie. Ciągłe budowanie z nią więzi jest fascynujące!
Czego nauczyłeś się od zwierząt? Słowa Janusza Wiśniewskiego „Boże pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies” mają sens?
Oczywiście. Dzięki zwierzętom zacząłem zauważać świat i nauczyłem się „bywać” człowiekiem. Zwierzę jest zawsze niewinne. Nawet gdy postępuje źle, to jest to wynik złego traktowania przez człowieka, nieodpowiedzialnego zachowania właściciela. Jest w tym wypadku jak dziecko, gdyż za jego postępowanie odpowiada wyłącznie człowiek. Z Dziunią czekam na taki moment, kiedy ja, ucząc się tekstu podczas spaceru, zostanę przez nią poprowadzony. Taka głęboka nić porozumienia istniała miedzy mną a Bubuliną, która wiedziała, że uczę się nowej roli i wówczas ona zostawała przewodnikiem naszej osiedlowej „wycieczki”.
Jak dbasz o zdrowie Dziuni?
Każdy pies w schronisku poddawany jest zabiegowi sterylizacji. Wspólnie z żoną zobowiązaliśmy się, że zabieg chirurgiczny zostanie wykonany po zaadoptowaniu psa, w chwili, kiedy sunia poczuje się bezpiecznie. Myślę, że było to dobre posunięcie. Zabieg sterylizacji wykonał nasz zaprzyjaźniony lekarz weterynarii. Okazało się, że jajniki były objęte procesem chorobowym i sterylizacja tak naprawdę uratowała życie naszej Dziuni. Dodatkowo Pan Doktor wykonał także kompleksowe badania oraz podpowiedział najbardziej efektywne sposoby postępowania z bokserką.
rozmawiała Dorota Szulc-Wojtasik
fotografowała Joanna Kost