Artykuły

Mruczące znajdki ze ZNAJDEK!

piotr-beata-jessi.jpg jola.jpg

Piotr Skarga aktor teatralny i filmowy. Pochodzi z aktorskiej rodziny. Absolwent Warszawskiej PWST. Po studiach występował w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, w latach 1973 – 1984 był aktorem Warszawskiego Teatru Dramatycznego, pod dyrekcją Gustawa Holoubka. Potem związany z Teatrem Nowym, grywał gościnnie w warszawskich teatrach Komedia i Na Woli. Na dużym ekranie zadebiutował w tytułowej roli w filmie „Rycerz”, w debiucie reżyserskim Lecha Majewskiego, poetyckim filmie fantasy. Największą popularność przyniosła mu jedna z głównych ról w pierwszym polskim serialu „W Labiryncie”, a potem role w serialach „Pensjonat pod Różą”, „Bulionerzy”, „Mamuśki”, „Na Wspólnej”, „Czas honoru”. Z żoną Beatą opiekują się dwoma przygarniętymi wielorasowymi kotkami.

Skąd wzięła się Twoja miłość do kotów?

Do kotów też, ale właściwie do wszystkich zwierząt. Towarzyszą mi od dzieciństwa. Wychowywałem się w Jeleniej Górze, w niewielkiej kamienicy, gdzie niektórzy z mieszkańców hodowali zwierzęta. Były to oczywiście psy i koty, ale także kury, gęsi, świnie i baran. Wtedy najbardziej lubiłem psy. Będąc na studiach mieszkałem w warszawskiej Dziekance i nie mogłem mieć żadnego, ale opiekowałem się czworonogiem mojej ciotki Hanny. To był bardzo mądry owczarek niemiecki, nazywał się Dior. Natomiast moja druga ciotka, Barbara, miała dwie kotki perskie. Potem pojawiła się w moim życiu suczka Toffi – jamniczka długowłosa, która oczywiście spała w łóżku, układając się pod kołdrą wzdłuż ciała, następnie kundelka Wilia „prezent pod choinkę”, czego nie popieram, ale byliśmy dorośli i świadomi, i nie był to prezent dla dziecka, a potem…

Znowu był to pies?

2,5 letnia przepiękna, ruda Husky. Na początku było to dla mnie i mojej żony wyzwanie, bo sunia była trudna, z „odzysku”, nieprzystosowana, dzika i krnąbrna. Poświęciliśmy jej bardzo dużo czasu i pół roku później nasza cierpliwość została przez nią doceniona. Husky była z nami przeszło 12 lat, zabieraliśmy ją wszędzie, na każdy wyjazd. Uwielbiała podróż samochodem, który kojarzył jej się z przygodą. Przemierzyła całe wybrzeże Bałtyku, Mazury i góry. Była w Karpaczu, Gołdapi, Świnoujściu i Rzeszowie. Bardzo ją kochaliśmy i widać było, że z wzajemnością. Pod koniec jej życia, będąc z nią na naszej działce, znaleźliśmy na stercie pozostawionych w lesie śmieci maleńkiego rudego kotka. Właściwie to on sam pokonał niebotyczną, jak dla niego, drogę ze śmietnika do stojącej na ścieżce Beaty. Do tej pory jesteśmy zaskoczeni, jak cokolwiek dostrzegł mając tak zapuchnięte i wywinięte od kociego kataru powieki. Beata wzięła go na dłoń i podeszła do mnie mówiąc: „mamy kota”. Zabraliśmy go do lekarza weterynarii gdzie okazało się, że to koteczka, lekarki załamały ręce widząc w jak ciężkim jest stanie. Kicia pozostała w szpitalu dwa tygodnie, a my codziennie chodziliśmy na wizyty.

piotr-jessi.jpg

Czy był to Wasz pierwszy kot?

Taki prawdziwie nasz pierwszy. Po leczeniu zabraliśmy ją do domu martwiąc się jak „dogada” się z Husky ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo wkrótce spały razem w kojcu i piły wodę z jednej miski. I tak przez rok. To od Husky Jola nauczyła się witać nas w progu i robiła to za każdym razem, także wtedy gdy wychodziliśmy tylko na chwilę. Wygibasom nie było końca, nawet wywracała się na plecy i dawała brzuszek do pocałowania. Stała się bardzo kontaktowym kotkiem, ale tylko dla nas, „obcych” się bała, uciekała przed nimi i nie dawała się dotknąć. Ulubioną zabawką była dla niej gumka frotka, za którą chętnie biegała i wielokrotnie przynosiła by rzucić jej ponownie. Miała też ulubionego misia, mocno później zszarganego od noszenia. Potem sunia odeszła i wtedy do Joli dołączyła Jessi, młoda szylkretowa koteczka ze stodoły w Mysiadle. Na początku Jola była bardzo zazdrosna, zaczęła wylizywać sobie futro i jeść ponad miarę, więc staraliśmy się po równo obdzielać obie kotki zainteresowaniem. Z czasem się polubiły, a my z zaciekawieniem obserwowaliśmy ich zróżnicowane charaktery. Jessi była tak grzeczna, że można było obcinać jej pazurki jak spała, ale nie lubiła przytulania. Nie to co Jola – ta mogła być międlona non stop. Często nas mile zaskakiwały, na przykład wtedy, gdy po ich kastracji martwiliśmy się jak im zaaplikować leki, „dziewczyny” bez proszenia same zjadały podtykane pod nos tabletki. Wyjeżdżając na wakacje, dwukrotnie zabraliśmy kicie ze sobą, ale potem zrezygnowaliśmy z uszczęśliwiania ich na siłę i pozostawały pod opieką w domu, gdzie czuły się najlepiej. Naturalnie po naszym powrocie miauczały bez końca. Były cudowne, cieplutkie i urocze. Niestety nadszedł czas rozstania i najpierw po 6 latach odeszła Jessi, a 4 lata później Jola. Mocno to przeżyliśmy i nie spodziewaliśmy się, że będą z nami tak krótko. Minął niecały rok, kiedy byliśmy gotowi na przyjęcie kolejnego zwierzaka. Beata początkowo chciała mieć psa, bo można go wszędzie zabierać ze sobą, ale wizja obowiązkowych „deszczowych” spacerów ostudziła jej zapał. Tak więc zdecydowaliśmy, że będzie to kot, a najlepiej dwa. Ale skąd? Na pewno ze schroniska lub fundacji.

Dlaczego ze schroniska?

Od lat popieramy i wspieramy ich działalność. Warto pomagać, bo fundacje i schroniska wykonują swoje zadanie pomocy zwierzętom z poświęceniem i zaangażowaniem, zapobiegają bezdomności zwierząt, sprawują nad nimi opiekę i leczą. Niestety nadal są bardzo potrzebne. Jesteśmy przeciwnikami rozmnażania zwierząt ponad miarę. Nie ma dla nas też znaczenia czy zwierzę jest rasowe czy nie, wszystkie kochamy tak samo. Tak więc skontaktowaliśmy się z fundacją Znajdki z zapytaniem o dwie młode koteczki i okazało się, że są w domu tymczasowym w Wesołej. Pojechaliśmy tam z transporterem choć nie zakładaliśmy, że je od razu zabierzemy, że tylko obejrzymy, poznamy charaktery. Wchodzimy do odizolowanego od reszty zwierząt pomieszczenia i…? Siedzą tam sobie dwie słodkie: jedna ruda a druga szylkretowa! Ruda z dystansem a szara od początku przylepa. Przeznaczenie? Reinkarnacja? Podpisaliśmy papiery adopcyjne, zapakowaliśmy dziewczyny i do domu. Po uwolnieniu z transportera, kotki długo badały nowe miejsce na przygiętych łapach, ale zjadły z apetytem, wzorowo skorzystały z kuwety i poszły spać. Następnego dnia pojechaliśmy z nimi do lekarza weterynarii, który je zbadał i odrobaczył, po tygodniu zrobiliśmy testy na FIV i białaczkę, a po kolejnym pierwsze szczepienia. Kicie mają wiele cech wspólnych z naszymi poprzednimi kotkami, są do nich podobne więc i imiona po nich odziedziczyły. Są po przejściach, ale od zawsze razem więc miłość między nimi jest od początku. Razem śpią, jedzą i chętnie się bawią. Właściwie bawią się wszystkim: sznurkiem, patykiem, orzeszkiem, piłeczką, ale największe wrażenie na nich robi wędka z piórkami. A Jola, tak jak jej poprzedniczka aportuje gumkę frotkę. Wszędzie jest ich pełno, domagają się uwagi i pieszczot, widziały już pierwszą w swoim życiu choinkę, ale na szczęście nie wspinały się na nią. Natomiast notorycznie wchodzą do doniczek z kwiatami.

A twoje obecne projekty i plany zawodowe?

Od prawie dziesięciu lat gram w spektaklu „Dziwna Para” w reżyserii Wojciecha Adamczyka, u boku Kasi Żak, Violi Arlak, Cezarego Żaka, Artura Barcisia, Wojtka Wysockiego i Witka Wielińskiego. Jeździmy z przedstawieniami po Polsce, byliśmy też w USA i Kanadzie, w tym roku wybieramy się do Londynu. W warszawskim Teatrze Kamienica mam przyjemność grać w spektaklu „SPA – czyli Salon Ponętnych Alternatyw” autorstwa i w reżyserii Emiliana Kamińskiego. Już po raz trzeci współpracuję z tym teatrem. W wakacje natomiast rozpoczynam próby do nowego spektaklu pt. „Kobieta Idealna”, gdzie tytułową rolę zagra Adrianna Biedrzyńska, która jest również współautorką scenariusza. Na początku roku wziąłem udział w dużej produkcji filmowej według scenariusza Jarosława Sokoła znanego szerokiej publiczności jako scenarzysta serialu „Czas Honoru” a od dłuższego czasu gram w serialu „Leśniczówka” partnerując Annie Seniuk.

Rozmawiała i fotografowała: Dorota Szulc-Wojtasik