Artykuły

Moje psy tak wiele mnie uczą

7b649b678f224614d8acede8b32f564cs8-1.jpg

Szymon Hołownia – dziennikarz i publicysta, autor wielu książek, głównie o tematyce teologicznej. Aktywnie zaangażowany w pomoc chorym i ubogim dzieciom w krajach Afryki. Założyciel dwóch fundacji – Kasisi oraz Dobra Fabryka. Wspiera działalność organizacji prozwierzęcych. Współprowadzący programu: „Mam talent!”. Prywatnie opiekun przygarniętych psiaków Żelki i Grafita.


Kiedy w Pana otoczeniu pojawiły się zwierzęta?
W rodzinnym domu zawsze były psy i koty, gdyż rodzice uważali, że dzieci powinny wychowywać się ze zwierzętami. W latach osiemdziesiątych opieka weterynaryjna była na zdecydowanie niższym poziomie niż dzisiaj, więc zdarzało się, że nasi podo­pieczni na czterech łapach odchodzili wcześnie. Pamiętam przygarniętego przez nas szczeniaka, którego niestety nie udało się uchronić przed parwowirozą. Przez 9 lat opiekowaliśmy się jamnikiem Pikutem, starając się sprostać jego problemom z kręgosłupem i narządem ruchu, a prawie 20 lat był z nami Bubel, kundelek znaleziony przez nas w kartonie w piwnicy.

Dlaczego tak istotny jest kontakt ze zwierzętami już w dzieciństwie?
Taki kontakt uczy szacunku do stworzenia w ogóle, do otaczającego świata rozumianego jako całość, świata którego człowiek jest najważniejszą częścią, ale jednak częścią. Pokazuje, że przyroda to wspaniale zaprojektowany, spójny system. Uczy też odpowiedzialności. Kolejna sprawa to cudowna prostota i bezinteresowność naszych psów czy kotów. One są czyste – dziecko obcując z nimi widzi stworzenie, które nie umie kłamać, jest lojalne, nigdy nie robi krzywdy dla przyjemności. Zwierzaki w domu są jak memento nie tylko dla dzieci, ale i dla ich rodziców: choć same nie znają pewnie konceptu moralnych wartości, paradoksalnie – świetnie mogą nam o nich przypominać.

Czy zwierzęta czegoś nas uczą?
Moje psy uczą mnie właśnie tego, o czym wspomniałem wyżej. Mam bardzo skomplikowane i wielowątkowe życie zawodowe, dziesiątki spraw z różnych frontów, codziennie furę decyzji do podjęcia, rzut oka na Żelkę i Grafita i od razu przypominam sobie, że gdy wszystko wali ci się na głowę, najlepszym rozwiązaniem jest maksymalna prostota, otwartość i nieagresywna asertywność, czytelność komunikatów. Pies oducza mnie bycia „control freakiem”, człowiekiem obsesyjnie skupionym na kontrolowaniu wszystkich zachodzących w życiu procesów. Patrzę na spokój moich psów, gdy są „wyspacerowane”, najedzone, wygłaskane i dociera do mnie, że sam też powinienem czasem wyluzować, dostrzec że ktoś się o mnie troszczy, że chce czasem przejąć stery, wziąć odpowiedzialność, że – jeśli tylko umiem ufać – wszystko będzie dobrze, a ja mogę abdykować ze stanowiska dyrektora Centrum Kręcenia Kulą Ziemską. Kontakt ze zwierzętami odstresowuje mnie więc nie tylko emocjonalnie, ale egzystencjalnie. Mam wrażenie, że pomagają mi być lepszym człowiekiem.

337bbc1c191e2d12390c87fceefc18acs8-2.jpg

Jakie są historie Żelki i Grafita?
Oba psy zostały zaadoptowane z warszawskiego Schroniska na Paluchu. Grafit wcześniej prawdopodobnie był bezdomny i funkcjonował na wolności w gromadzie psów. Był przez rok socjalizowany przez lek. wet. Jolantę Łapińską, która zajmuje się w schronisku psami z problemami behawioralnymi. Moje pierwsze spotkanie z Grafitem bardzo różniło się od innych. Zwykle psy ze schroniska, różnymi swoimi sposobami próbują zwrócić na siebie uwagę. Grafit był inny, stał na budzie i bez emocji, obserwował co się wokół niego dzieje. Dla mnie przekaz był jasny, to jest dla mnie pies partner. Patrzyliśmy na siebie i nikt od nikogo nic nie chciał. Bardzo mi się spodobała jego osobność. Przed adopcją przez kilka miesięcy regularnie odwiedzaliśmy Grafita, aby przyzwyczaił się do nas. Poprzez wspólne spacery zbliżyliśmy się do siebie wystarczająco, żeby zabrać go do domu. Podczas tych wizyt na Paluchu zobaczyliśmy Żelkę, uroczą suczkę złaknioną kontaktu z człowiekiem. Założono nawet kłódkę, żeby ktoś nie ukradł tak słodkiego i ufnego psiaka. Żelka była gotowa do ado­pcji i nie zastanawiając się długo jeszcze przed Grafitem trafiła do naszej rodziny. Żelka ma genialny charakter. Wspaniale znosi jazdę samochodem, dogaduje się z innymi psami, czynnie uczestniczy w wizytach u przyjaciół. Nigdy nie miałem tak fantastycznie bezproblemowego psiaka. Grafit dołączył do Żelki jako drugi. Nadal pracujemy nad jego poczuciem bezpieczeństwa i potencjalnym strachem. Robi duże postępy, u nas czyli u siebie w domu czuje się już bezpiecznie. Wcześniej nawet bał się wchodzić do budynku. Nasze psiaki uwielbiają wspólne spacery, gdzie mają mnóstwo nowych bodźców oraz wylegiwanie na słońcu.

Dlaczego warto przygarnąć psa?
Na początku kwestie praktyczne. Psy w schroniskach są przez tygodnie, miesiące a nawet lata obserwowane przez specjalistów, którzy są w stanie pomóc w dostosowaniu potrzeb człowieka i psa. Kiedy kupuje się psa z hodowli z zamierzeniem, że się go wszystkiego nauczy, bywa różnie. Jednak może się to skończyć katastrofą, jeśli pies dopiero rozwinie swój charakter gdy już jest za późno na podjęcie decyzji o oddaniu czworonoga. Pracownicy schroniska i jego wolontariusze mają doświadczenie w pomaganiu w adopcjach psów i kotów. Zrobią wszystko aby zwierzak nie był narażony na potencjalną krzywdę fizyczną lub psychiczną. Cenię sobie schroniska i fundacje, które stoją na stanowisku, że osoba zainteresowana musi zabiegać o ich pensjonariusza i przejść pozytywnie wyniki wypełnianych ankiet kwalifikacyjnych. Osoby pracujące i pomagające w schroniskach wykonują wielką pracę, przed wydaniem do domu docelowego, aby przyszły opiekun miał z przygarniętym członkiem rodziny jak najmniej kłopotu. Poczucie szczęścia, które daje podarowanie dobrego życia zwierzęciu porzuconemu jest bezcenne.