Artykuły

Miłość i szacunek do bezdomniaków

milosc-do-bezdomniakow-1.jpg

Aleksandra Konieczna – polska aktorka i reżyserka teatralna. Dwukrotna laureatka nagrody Orły za role w filmach „Ostatnia rodzina” oraz „Jak pies z kotem”. Szerokiej publiczności znana z seriali m.in.„Na Wspólnej”, a także licznych ról w teatrze telewizji. Jak sama mówi, edukacja dotycząca adopcji i dobra zwierząt jest niezwykle ważna, dlatego stara się o niej mówić i namawiać ludzi do pokochania zwierząt ze schroniska. Miłością do zwierząt zaraziła także swoją córkę, która opiekuje się mieszańcem w typie huskiego, o imieniu Młody.

Postanowiłam zaprosić Cię Olu do wywiadu w Czterech Łapach, kiedy zobaczyłam Twoją wypowiedź w programie śniadaniowym, która namawiała do świadomej adopcji zwierząt ze schronisk.

A.K.: Idea pomocy bezdomnym zwierzętom jest mi bardzo bliska i staram się mówić o tym publicznie. Jest to niezwykle ważne, aby uświadamiać ludziom, że zwierzęta z adopcji są wspaniałymi towarzyszami życia. Możemy, adoptując psy i koty, przywracać je do normalnego świata, a one odwdzięczają się nam ogromną dawką miłości.

Czy miałaś jakieś osobiste doświadczenia związane ze zwierzętami do adopcji?

A.K.: Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt, dom bez nich byłby niepełny. Od dziecka mieliśmy w domu czworonogi. Nawet kiedy przyjechałam z mojego rodzinnego miasta na studia do Warszawy, adoptowałam pieska ze schroniska na Paluchu. Przysporzyłam sobie tym dodatkowych zadań, na dość wymagającym kierunku jakim było aktorstwo, ale nie wyobrażałam sobie życia bez czworonoga u boku. Później, po śmierci psa moich rodziców przywiozłam im kundelka, także ze schroniska na Paluchu. Obiecałam im, że będzie podobny do poprzedniego. Wywołałam niemałą konsternację, ponieważ w zasadzie nie był wcale podobny, ale rodzice go pokochali. Później miałam małą przerwę w opiece nad zwierzętami, ze względu na urodzenie mojej córki. Kiedy miała kilka lat, adoptowaliśmy kolejnego czworonoga. Mieliśmy także kotkę Sisi, która została „w spadku” po córce, kiedy ta wyjechała na studia. Sisi przeżyła z nami 17 lat. Zdecydowałam się poddać ją kremacji, a urna z jej prochami stoi w naszym domu. Po śmierci Sisi, wydawało mi się, że nie przetrwam żałoby i nie chcę mieć zwierzaka. Jednak moja siostra, która także ma ogromne pokłady empatii w stosunku do zwierząt, niedawno namówiła mnie abym adoptowała kotki, które urodziły się nieopodal jej domu. Właśnie to rodzeństwo zamieszkało z nami. Dziewczynkę na cześć zmarłej kotki nazwaliśmy Sisi, a chłopca zaś Franciszek. Razem tworzą austriacką parę, żartujemy w domu. Mamy więc dwa kotki, a moja córka ma psa ze schroniska o imieniu Młody.


milosc-do-bezdomniakow.jpg


Opowiedzcie nam więc o Młodym.

Córka: Tak jak wspomniała mama, wyjeżdżając na studia, zostawiłam w domu rodzinnym kotkę Sisi. Niezwykle brakowało mi zwierzaka. Zbyt długo nie wytrzymałam, ponieważ po roku adoptowałam psa. Mówiłam, że najlepiej aby był to mały, podręczny kundelek, sunia, aby był wygodny do noszenia i transportu. Szukałam psiaków na stronach schronisk. Po zobaczeniu ich około 50, ujrzałam właśnie Młodego. Jak widać nie jest małym pieskiem. Ale serce, nie sługa, decyzja zapadła. Nie obyło się bez perturbacji, ponieważ jak się okazało nie zdążyli go w schronisku poddać zabiegowi kastracji. Musiałam go więc zostawić na dodatkowe dwa dni.

Jak Młody odnalazł się w nowej sytuacji?

A.K.: Byliśmy przygotowani na adopcję. Kupiliśmy mu zabawki, wybraliśmy dietę. Początkowo nic z tego co założyliśmy, nie sprawdziło się niestety. Młody był wycofany. Trzeba było poświęcić mu wiele uwagi, cierpliwości. Zachowywał się jakby miał depresję. I udało się z nim wiele wypracować, miłością, dobrym słowem i czasem spędzanym na aktywnościach. Z perspektywy czasu jest to niesamowite, jak bardzo się zmienił. Niezwykle się na to patrzy. Dawniej ledwo dawał się pogłaskać nawet nam, a obecnie marzy o tym aby być głaskanym przez każdego kto się do niego uśmiechnie. Mamy swoje miejsca, knajpy które odwiedzamy. Kiedy robimy imprezę, Młody jest w centrum uwagi, zawsze między ludźmi. Jego ulubionym momentem w tygodniu jest piątek wieczór, kiedy połowa imprezowej Warszawy wylega na ulicę. Jest to niesamowite doświadczenie, obserwować jego przemianę z wycofanej sierotki, w niezwykle towarzyskiego i dumnego z siebie szczęśliwego psa.


Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik