Lekarz weterynarii i jego pasje
Na pytania odpowiada lek. wet. Mirosław Rybicki
z kliniki weterynaryjnej Brynów w Katowicach.
Na decyzję o wybraniu zawodu lekarza weterynarii może wpływać wiele różnych czynników. Ten zawód wiąże się z ogromną presją czasu i stresującymi sytuacjami. Warto zachować równowagę i mieć w swoim życiu odskocznię w postaci pasji i różnych sposobów na spędzanie wolnego czasu.
Czy zostanie lekarzem weterynarii to marzenie z dzieciństwa?
Oczywiście od najmłodszych lat w domu miałem przeróżne zwierzęta. Zwyczajowo chyba jak większość dzieci, miałem chomika, później papużki faliste, które zresztą dochowały się potomstwa. Była także papuga Nimfa. W międzyczasie prowadziłem także hodowle żab. Były one prowadzone od skrzeku do form dojrzałych, a także pojawiła się hodowla patyczaków. Odkąd pamiętam interesowała mnie obserwacja rozwoju różnych stworzeń. Oczywiście był też etap akwarystyczny. Już w szkole podstawowej interesowała mnie biologia. Uczęszczałem na kółko biologiczne w katowickim Pałacu Młodzieży, gdzie poszerzałem swoją wiedzę z zakresu zoologii i botaniki. Ale o wyborze studiów, być może zaważyło jedno zdarzenie z dzieciństwa. Mieliśmy pięknego jamnika. Był jeszcze bardzo młody, kiedy niestety wskutek nieszczęśliwego wypadku – został potrącony przez samochód i stracił życie. To było niedopatrzenie młodego chłopaka (czyli mnie). Bardzo to przeżyłem i jak dziś pamiętam jak pędziłem z nim tuż po wypadku do lecznicy weterynaryjnej, notabene tej, w której do dzisiaj pracuję. A potem szukałem po aptekach leków. Niestety kiedy wróciłem do domu, Filutek już nie żył. W tamtym czasie oczywiście nie myślałem o leczeniu zwierząt. Ale być może podświadomie po latach taką decyzję właśnie podjąłem, aby nieść pomoc zwierzakom.
Jakie dziedziny weterynarii są najbardziej pasjonujące i dlaczego?
Od początku mojej drogi zawodowej zawsze ciągnęło mnie do chirurgii. To była i jest do tej pory część weterynarii, w której najlepiej się czuję. Pewnie dlatego, że zawsze fascynowała mnie anatomia. Mam też sporo cierpliwości, która niewątpliwie jest bardzo pomocna w chirurgii. Obecnie od pewnego czasu poświęcam czas drugiej dziedzinie, czyli stomatologii weterynaryjnej. To w weterynarii stosunkowo młoda, ale bardzo prężnie rozwijająca się specjalizacja. A jako, że nierozerwalnie łączy się z chirurgią to bardzo mnie wciąga. Możliwość „naprawiania” daje mi sporo satysfakcji.
Co daje praca w zawodzie lekarza weterynarii?
Cóż, to pytanie rzeka. Nie ma jednej prostej odpowiedzi. Dla każdego z nas to istotnie różne doświadczenia. Dla mnie to przede wszystkim zawsze prawdziwa satysfakcja, kiedy można przynieść pomoc, szeroko rozumianą. Oczywiście, zawsze najważniejszy będzie nasz pacjent. Ale nie można zapominać, że nierozerwalnie z nim ważny jest też opiekun, który zwykle jest w dużym stresie. Z reguły stawiam na dialog z właścicielem i jestem zbudowany, kiedy udaje się nawiązać porozumienie, którego celem jest rozwiązanie problemu. Trzeba jednak zaznaczyć, że oprócz „blasków” naszego zawodu są też i „cienie”. Praca w placówce całodobowej niesie ze sobą niestety bagaż także bardzo trudnych sytuacji. To zajęcie w ciągłym stresie, wymagające dużego dystansu i pokory wobec siebie. Chcę przez to powiedzieć, że każdy z nas pod ciężarem stresu, nieraz skrajnych emocji, które towarzyszą wizytom, pracuje w warunkach silnego obciążenia psychicznego. Niestety z roku na rok rośnie liczba lekarzy weterynarii, którzy nie są w stanie sobie poradzić z takim obciążeniem co skutkuje szybszym „wypaleniem”. Niemniej, zawsze radość pupila i jego opiekuna jest budująca i dowodzi, że warto ten trud ponieść.
Proszę opowiedzieć o swoich pasjach.
Weterynaria to nierozerwalna część mojego życia. Żeby zachować dystans oraz balans między życiem zawodowym i prywatnym trzeba mieć odskocznię. Dla mnie to zawsze były podróże i obcowanie z przyrodą. Taką możliwość daje turystyka rowerowa. Od lat w podróżach towarzyszy mi rower. Zwiedzanie na 2 kółkach daje zupełnie inne doświadczenia i zmienia perspektywę. Zatem, jak tylko mogę, wsiadam na rower i ruszam. Inną pasją, która zawsze mi towarzyszyła, a obecnie chyba najbardziej mnie pochłania, to budowanie i organizacja ogrodu. Kiedyś tworzyłem sobie mikro ogrody na balkonie. To były takie oazy, w których można było znaleźć ukojenie. A odkąd od kilku lat mamy swoje niewielkie siedlisko w otoczeniu rezerwatu Lasy nad Górną Liswartą, to praca w takim już prawdziwym ogrodzie daje mi mnóstwo satysfakcji i jest świetnym lekarstwem dla „zmęczonej” głowy. Do tego niewielka uprawa warzyw i owoców sprawia mnóstwo frajdy. Jest jeszcze trzeci konik. Mianowicie alternatywa kawowa. Wciągnęła mnie, kiedy jedni z moich klientów, z którymi się zaprzyjaźniłem, postanowili otworzyć alternatywną kawiarnię. To wtedy poznałem jak inaczej może smakować kawa. Jak wiele jest profili sensorycznych w zależności od regionu z którego kawa pochodzi ale także jakiej obróbce była poddana. A potem jeszcze do tego dokładamy przynajmniej kilka sposobów parzenia i mamy nieograniczone możliwości odkrywania nowego oblicza kawy. Nie zabrakło także prób tworzenia różnych wzorów. Ale to już taka raczej zabawa, niemniej wymagająca cierpliwości. To dzięki możliwości realizacji swoich pasji, weterynaria, mimo swych „blasków i cieni”, wciąż jest nieodłączną częścią mojego życia.