Jak pies z kotem
Oto kolejne szczęśliwe adopcje. Pani KATARZYNA ZAWIŚLAK z mężem RAFAŁEM i czteroletnim synkiem TOMKIEM przygarnęli ze schroniska dla bezdomnych zwierząt "Na Paluchu" psa i kota. Mają jeszcze akwarium z rybkami. Dziś pani domu opowiada "Czterem Łapom", jak zmieniło się życie jej rodziny, odkąd w mieszkaniu pojawili się futrzani podopieczni.
Najpierw adoptowali Państwo kota czy psa?
Pierwsza była kotka Giga. Od dzieciństwa jestem przyzwyczajona do obcowania z mruczkami. W moim domu rodzinnym zawsze był jakiś kot. Trzy lata temu chciałam sobie zrobić bożonarodzeniowy prezent, więc pojechałam do schroniska "Na Paluchu". Szukałam łagodnego zwierzaka, bo miałam małego synka. Spojrzałam na Gigę, która siedziała śmiesznie przechylając łepek w jedną stronę. Myślałam, że to dlatego, że mi się przygląda. Ale ona nagle spadła z półki! Okazało się, że ma uszkodzony błędnik. To jednak nie stanowiło problemu. Przeciwnie, według mnie ta jej ułomność dodaje jej uroku. Giga spędziła w schronisku prawie dwa lata. Została tam wysterylizowana. Teraz jest moją "księżniczką" i oczkiem w głowie. Jest bardzo czysta i ma ogromną zaletę – nie skacze. Wskakuje tylko na swoją kanapę. Nadal ma problemy z błędnikiem. Raz wpadła we framugę. Nic jej się nie stało, za to było dużo śmiechu. Jest wyjątkowo cierpliwa i łagodna. Nigdy nikogo nie podrapała. To kot, który nie wie, do czego służą pazury.
Dlaczego przygarnęli Państwo również psa?
Marzeniem moim i męża był pies, bo nigdy wcześniej go nie mieliśmy. Podjęliśmy ostateczną decyzję, gdy nasz syn Tomek również go zapragnął. Nie byliśmy sympatykami żadnej konkretnej rasy. Pojawiła się myśl, by wziąć zwierzaka ze schroniska. Mieliśmy już fajnego kota z Palucha, więc sądziliśmy, że pies będzie równie udany. Nie pomyliliśmy się. Na początku Bajt był bardzo wystraszony. Po wyjściu z boksu trząsł się jak galareta. Spodobała nam się jego szczupła sylwetka i łagodny charakter. Był w schronisku od trzech miesięcy. Podejrzewam, że ktoś go wyrzucił przed wakacjami. Mógł być psem podwórkowym, trzymanym na łańcuchu. Musieliśmy go wszystkiego nauczyć: komend, chodzenia na smyczy, jazdy samochodem. Na szczęście, Bajt jest młody i inteligentny. Jedyne, z czym mamy jeszcze kłopot, to zostawianie go samego w domu. Poza tym jest wesołym, pięknym, przyjacielskim czworonogiem.
Trudno żyje się z "odwiecznymi wrogami" pod jednym dachem?
Uznaliśmy, że kot ma większe prawa w domu, bo mieszka z nami dłużej, jest mniejszy i starszy. Pies musiał się do niego dopasować. Gdy pojawił się w naszym mieszkaniu po raz pierwszy, powiedzieliśmy mu "nie wolno ruszać kotka". Głaskaliśmy go, żeby nie był zazdrosny. Powoli ustala się między nimi hierarchia. Panuje spokój. Tylko czasami Giga "ustawia" Bajta, gdy ten chce się z nią za bardzo spoufalić. Spotkałam się z opinią, że podopieczni ze schroniska po przejściach kiepsko adaptują się w domu. Giga i Bajt – nasze łagodne, wspaniałe zwierzaki – są najlepszym dowodem, że to nieprawda!
Pierwsza była kotka Giga. Od dzieciństwa jestem przyzwyczajona do obcowania z mruczkami. W moim domu rodzinnym zawsze był jakiś kot. Trzy lata temu chciałam sobie zrobić bożonarodzeniowy prezent, więc pojechałam do schroniska "Na Paluchu". Szukałam łagodnego zwierzaka, bo miałam małego synka. Spojrzałam na Gigę, która siedziała śmiesznie przechylając łepek w jedną stronę. Myślałam, że to dlatego, że mi się przygląda. Ale ona nagle spadła z półki! Okazało się, że ma uszkodzony błędnik. To jednak nie stanowiło problemu. Przeciwnie, według mnie ta jej ułomność dodaje jej uroku. Giga spędziła w schronisku prawie dwa lata. Została tam wysterylizowana. Teraz jest moją "księżniczką" i oczkiem w głowie. Jest bardzo czysta i ma ogromną zaletę – nie skacze. Wskakuje tylko na swoją kanapę. Nadal ma problemy z błędnikiem. Raz wpadła we framugę. Nic jej się nie stało, za to było dużo śmiechu. Jest wyjątkowo cierpliwa i łagodna. Nigdy nikogo nie podrapała. To kot, który nie wie, do czego służą pazury.
Dlaczego przygarnęli Państwo również psa?
Marzeniem moim i męża był pies, bo nigdy wcześniej go nie mieliśmy. Podjęliśmy ostateczną decyzję, gdy nasz syn Tomek również go zapragnął. Nie byliśmy sympatykami żadnej konkretnej rasy. Pojawiła się myśl, by wziąć zwierzaka ze schroniska. Mieliśmy już fajnego kota z Palucha, więc sądziliśmy, że pies będzie równie udany. Nie pomyliliśmy się. Na początku Bajt był bardzo wystraszony. Po wyjściu z boksu trząsł się jak galareta. Spodobała nam się jego szczupła sylwetka i łagodny charakter. Był w schronisku od trzech miesięcy. Podejrzewam, że ktoś go wyrzucił przed wakacjami. Mógł być psem podwórkowym, trzymanym na łańcuchu. Musieliśmy go wszystkiego nauczyć: komend, chodzenia na smyczy, jazdy samochodem. Na szczęście, Bajt jest młody i inteligentny. Jedyne, z czym mamy jeszcze kłopot, to zostawianie go samego w domu. Poza tym jest wesołym, pięknym, przyjacielskim czworonogiem.
Trudno żyje się z "odwiecznymi wrogami" pod jednym dachem?
Uznaliśmy, że kot ma większe prawa w domu, bo mieszka z nami dłużej, jest mniejszy i starszy. Pies musiał się do niego dopasować. Gdy pojawił się w naszym mieszkaniu po raz pierwszy, powiedzieliśmy mu "nie wolno ruszać kotka". Głaskaliśmy go, żeby nie był zazdrosny. Powoli ustala się między nimi hierarchia. Panuje spokój. Tylko czasami Giga "ustawia" Bajta, gdy ten chce się z nią za bardzo spoufalić. Spotkałam się z opinią, że podopieczni ze schroniska po przejściach kiepsko adaptują się w domu. Giga i Bajt – nasze łagodne, wspaniałe zwierzaki – są najlepszym dowodem, że to nieprawda!
Rozmawiała Natalia Gierymska