Artykuły

Dzikie zwierzęta zawsze były bliskie mojemu sercu

l-rawicki.jpg

Na pytania odpowiada lek. wet. Łukasz Rawicki
Absolwent Wydziału Medycyny Weterynaryjnej
Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.


Pasja do zajmowania się dzikimi, nieudomowionymi zwierzętami, nie jest codziennością w zawodzie lekarza weterynarii. Wymaga wielu umiejętności i refleksu, ale przede wszystkim spokoju i wyjątkowego podejścia do niecodziennych pacjentów. Jak się jednak okazuje, lekarz weterynarii może zjednać sobie odpowiednim treningiem nawet dzikiego lwa.

Jak to się stało, że zdecydowałeś się zostać lekarzem weterynarii?

Od dziecka interesowałem się naturą i przyrodą. Od dziecka również towarzyszyła mi literatura i ogromna ilość filmów dokumentalnych, z Krystyną Czubówną w roli narratora. To właśnie one przyciągnęły moją uwagę do tematów związanych z dziką przyrodą i zwierzętami. Godzinami potrafiłem oglądać filmy i czytać na ten temat. Jako nastolatek zastanawiałem się co mogę zrobić, aby iść w tym kierunku. Biologia kojarzyła mi się jedynie z nauczaniem, a czułem również potrzebę pomagania zwierzętom. W gimnazjum zdałem sobie sprawę, że weterynaria jest dobrym pomysłem dla mnie. W trakcie studiów skoncentrowałem się na praktyce klinicznej, ale w zakładach leczniczych dla zwierząt towarzyszących. Dążyłem jednak do tego, aby zajmować się również zwierzętami egzotycznymi i nieudomowionymi i udało się. Dość szybko zająłem się też dzikimi zwierzętami. Przez kilka lat zajmowałem się nie tylko naszą polską fauną w ośrodku rehabilitacji dla dzikich zwierząt, współpracowałem również z prywatnymi hodowcami i dużymi ogrodami zoologicznymi w całej Polsce. Od małych gadów, po wielkie kotowate ssaki. Tygrysy, lwy nie są mi obce jako pacjenci. Psy i koty też są moją pasją.

Jakie było pierwsze dzikie zwierzę, które spotkałeś podczas swojej praktyki?

W ogrodzie zoologicznym pod Łodzią w którym zaczynałem swoją przygodę z dziką fauną, miałem od razu do czynienia jako opiekun z tygrysami, lwami, zebrami. Byłem wtedy na stażu. A więc kiedy zdobyłem uprawnienia, miałem już znacznie lepsze przygotowanie do pracy w roli ich lekarza.

Co sprawia, że dzikie zwierzęta nie budzą strachu?

Nigdy nie odczuwałem strachu stykając się ze zwierzętami. Raczej ogromną ciekawość, fascynację. Wręcz dziecięcą. Zapominałem o tym, że to nieudomowione stworzenia, które mogą zareagować inaczej niż kot czy pies. Ale na pewno zwierzę czuje z jaką intencją do niego przychodzimy. Odczuwa nasz strach, emocje, które nam towarzyszą przy spotkaniu z nim. Szczerze mówiąc, zdarzały się sytuacje w których refleks uratował mi palce czy ręce. Ale nigdy nie odczuwałem strachu. Byłem ostrożny, ale podchodziłem do nich z pewnością. I pewnie ona dała mi najwięcej w tych właśnie kontaktach. Dzięki temu zwierzaki były spokojne.

Czy masz konkretną historię nawiązania więzi z dzikim zwierzęciem, którego miałeś pod swoją opieką?

Chodziłem po ogrodzie zoologicznym najpierw poznając zwierzęta, z kieszeniami wypchanymi przysmakami dla nich. Nie bez powodu mówi się „przez żołądek do serca”, to dotyczy także zwierząt. Z czasem zaczęły podchodzić do mnie już na sam dźwięk mojego głosu. W różny sposób nawoływałem różne zwierzęta, jak tylko słyszały mnie, biegły galopem w moją stronę. Niestety wiele z nich straciło do mnie w pewnym stopniu zaufanie, kiedy już zająłem się nimi jako lekarz. Pojawiły się igły i medyczny sprzęt, którego się obawiały, ale to również można wyeliminować stosując tzw. "trening medyczny”.

Na czym polega trening medyczny?

Trening medyczny jest formą wypełnienia czasu, oswajania zwierząt z nieprzyjemnymi aspektami wizyty lekarza weterynarii, takimi jak iniekcje, czy badanie kliniczne, które szczególnie chore zwierzęta, może przerażać, co skutkować będzie agresją. Chodzi o wprowadzenie do procedury medycznej elementów zabawy. Doskonale sprawdza się to w wypadku wielkich zwierząt kotowatych. One szczególnie nie lubią iniekcji. W wypadku zebry czy żyrafy zwykle wszelkie badania dzieją się w znieczuleniu ogólnym. Środek podaje się za pomocą wystrzeliwanego w kierunku zwierzęcia środka usypiającego. Nie jest to jednak rozwiązanie dla zwierzaka i personelu bezstresowe. Podczas rozpoczęcia działania leku, występuje wiele stresu, a poza tym jest to zawsze działanie na cały organizm. I właśnie taką demobilizację za pomocą środka usypiającego można zastąpić treningiem medycznym. Polega on na stopniowym oswajaniu zwierzęcia z targetem – czyli na przykład dotykania konkretnego przedmiotu nosem. W trakcie wykonywania tego zadania zwierzę jest zajęte zabawą, a nie zwraca uwagi na iniekcje czy inne czynności badania.


l-rawick-1i.jpg


Czy trening medyczny można także stosować względem zwierząt towarzyszących, naszych domowych psów i kotów odwiedzających lecznice weterynaryjne?

Jak najbardziej, taki trening medyczny można również stosować u zwierząt towarzyszących, a wręcz serdecznie go polecam. Warto wiedzieć że nie tylko ten w formie zabawy, ale każdy trening wzmacnia relację pupila z opiekunem. Za pomocą treningu medycznego pozbywamy się stresu podczas wizyty u lekarza, a zarazem pupil wzmacnia z nami więź. Jak już wspominałem, zwierzęta wyczuwają nasze emocje w sposób bardzo silny, czy to wielkie lwy, czy małe koty domowe. Jeśli pupil czy to pies czy kot, który ufa bardzo swojemu opiekunowi, widzi u niego emocje strachu i lęku, samo będzie również zestresowane, co może objawiać się szarpaniem i agresją w gabinecie. Jeśli natomiast sami będziemy przekazywać spokój i dobre emocje, nasz pies czy kot przejmie tę pozytywną energię. Zdejmiemy z niego ciężar obawy o powodzenie wizyty u lekarza weterynarii. Pacjenci wyczuwają także emocje nasze – lekarzy. Tutaj nie ma dużej różnicy w podejściu czy do dzikiego zwierzęcia w zoo, czy psa opisanego jako agresywnego. Zdarzyło mi się bowiem, nawet psy opisane w karcie jako agresywne, o których zachowanie właściciele obawiali się, przyjmować z pełnym spokojem. Może nie były to całkowicie bezstresowe badania, ale na pewno przebiegły lepiej niż mrożące krew w żyłach opisy. Tak więc, nasze nastawienie jest w takiej sytuacji najważniejsze.

Powróćmy jeszcze do tematu ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Łodzi, o którym wspomniałeś na początku.

Jest to fantastyczna jednostka znajdująca się pod Łodzią, w okolicach lasu łagiewnickiego. Las ten stanowi chyba najbardziej zalesiony teren w obrębie miasta w całej Polsce. Tam miałem do czynienia z innymi zwierzętami niż lwy i tygrysy, tym razem, była to nasza rodzima dzika fauna. Dziki, kuny, sarny, lisy i wiele innych. Wszystkie nasze gatunki, również ptaki i bardzo małe ssaki. Towarzystwo ratuje zwierzęta które na przykład nabijają się podczas skoków na ogrodzenie, czy też osobniki po wypadkach komunikacyjnych. Tutaj warto zaznaczyć, że to my z naszą cywilizacją wkroczyliśmy na tereny dzikich zwierząt. Staramy się od nich oddzielić, co pozwala im żyć na terenach, które im pozostały. Warto pamiętać, że nie możemy ich do naszej przestrzeni miejskiej, w której nie umieją żyć, zachęcać czy nawet zwabiać. A to właśnie dzieje się, jeśli wyrzucamy np. jedzenie przez okno. Czy też śmieci do lasu. Takie zachowania przyciągają zwierzęta, które stają się zagrożeniem dla nas i dla siebie samych w przestrzeni miejskiej. Warto pamiętać, aby idąc na spacer w lesie, jeśli spotkamy młode dzikie zwierzę, nie dotykać go, a już na pewno nie zabierajmy go ze sobą. Matki nie podchodzą do „odniesionych” później zwierząt, mają one inny zapach i mogą dopiero wtedy umrzeć z głodu. Często niestety zdarza się, że idąc w lesie, spacerowicze znajdują młode, które jest samo, wydaje im się że jest ono porzucone, a tak naprawdę matka tylko oddaliła się aby zdobyć pożywienie. Szanujmy naturę i jej autonomię.

Poruszmy zasady dokarmiania ptaków.

Absolutnie nie powinniśmy im dawać pieczywa. Białe bułki, czy stare, często spleśniałe pieczywo zaklejają żołądki ptactwa wodnego, ale również gołębi. W dużych sklepach możemy zakupić specjalnie dokarmiacze dla ptaków. Wszystko róbmy z myślą o dobru zwierząt. Jeśli wiemy, że w pobliżu znajdują się koty wychodzące, nie wystawiajmy jedzenia dla ptaków w tych miejscach. Jeśli chcemy faktyczne pomóc, poczytajmy na forach, czy stronach poświęconych tematyce ptactwa, w jaki sposób najlepiej i najbardziej odpowiedzialnie mu pomagać.

Z jakimi zagrożeniami o obciążeniami wiąże się zawód lekarza weterynarii?

W swoim imieniu i ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że lekarz weterynarii jest zawodem bardzo wymagającym i trudnym. Jest sporo sytuacji, które mogą spowodować u lekarza problemy natury psychicznej. Lekarze weterynarii, to grupa zawodowa, u której jest wysoki odsetek samobójstw, a także depresji. Jest to jednocześnie zawód naprawdę piękny. Staramy się pomagać za wszelką cenę, a to nie zawsze jest możliwe. Ciężki do przerobienia jest także udział w interwencjach fundacyjnych. Zwierzęta są bowiem czasami potwornie traktowane przez ludzi. I starcie z tą tematyką nie jest łatwe, zwłaszcza dla młodych lekarzy.


Rozmawiała Dorota Szulc-Wojtasik
Zdjęcia archiwum prywatne