Dlaczego kocham chihuahua
Olga Borys – aktorka filmowa, teatralna i serialowa. Występowała w warszawskich teatrach Komedia, Kwadrat, w Teatrze Scena Prezentacje i gościnnie na deskach Teatru im. J. Osterwy w Lublinie. Popularność przyniosła jej rola Zuzi w serialu komediowym Lokatorzy. W 2007 zwyciężyła w pierwszej edycji programu TVP 2 „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Brała udział w szóstej edycji programu „Twoja twarz brzmi znajomo”. Prywatnie jest opiekunką uroczych psiaków rasy chihuahua.
Jest to nasze drugie już spotkanie, podczas którego opowiadasz nam Olgo o swoich czworonożnych podopiecznych. Przypomnijmy jaka była historia naszego pierwszego wywiadu.
To było chyba blisko 15 lat temu. Grałam wówczas jeszcze w serialu Lokatorzy. A moim czworonogiem był buldog francuski Fred. Znany głównie z trudnego charakteru i z tego, że nie pozwalał wychodzić naszym gościom z domu. Tak bardzo chciał zatrzymać przy sobie stado. Do Freda po pewnym czasie dołączyła chihuahua Kaśka. Doskonale się razem dogadywali. Fred był wspaniałym opiekunem i wujkiem dla pierwszego miotu szczeniaków Kaśki. Jednak Freda niestety nie ma już z nami, odszedł kilka lat temu.
Skąd pomysł, aby do Waszego domu, po buldogu francuskim dołączyła właśnie chihuahua?
Moja ciocia była w tamtym czasie opiekunką psów rasy chihuahua. Nasza 5-letnia córka zachwyciła się tymi subtelnymi czworonogami. Na co dzień przebywała z Fredem, który nie miał zbyt łagodnego charakteru i był raczej jej kumplem. Pomyślałam, że opieka nad takimi psami jak chihuahua może nauczyć ją delikatności. Po pewnym czasie przekonaliśmy się, że chihuahua jest niezwykle mądrą i pojętną rasą. Warto też wspomnieć, że jest to rasa naturalna. Stąd też różne wielkości i maści tych właśnie zwierzaków. Prowadzimy obecnie z rodziną domową hodowlę rasy chihuahua.
Jakie zwierzaki obecnie mieszkają w waszym domu?
Mieszkają z nami na stałe Kaśka i Berta. Są także mamami w naszej domowej hodowli. Dziewczyny żyją ze sobą w zgodzie, chociaż są o siebie bardzo zazdrosne. Ich ulubionym zajęciem jest obserwowanie życia mojego i pozostałych domowników. Nie odstępują nas na krok przy wykonywaniu domowych czynności. Śpią z nami w łóżku. Kiedy zajmują się sobą, uwielbiają także bawić się zabawkami. Chętniej Berta, bo ma dopiero 6 miesięcy i jest jeszcze bardzo zabawowo nastawiona do życia. Natomiast 6-letnia Kaśka jest już starsza i bardziej poważna. Czasem nasze psy zachowują się jak koty. Myją się codziennie rano, podobają im się bardzo kocie, błyszczące zabawki.
Z doświadczenia możesz powiedzieć, że lepiej, aby psy były w domu w parze?
Zdecydowanie tak. Zależy to oczywiście od charakteru czworonogów. W wypadku Freda i Kaśki bardzo dobrze się dogadywali. Fred był diabłem tasmańskim i bywało bardzo ciężko jeśli chodzi o kontakt z ludźmi. Natomiast Kaśką się opiekował. Miał taki charakter, że opiekował się istotami słabszymi od siebie. A chihuahua jako bardzo mały i delikatny piesek wzbudzała widocznie jego instynkty opiekuńcze. Obecnie, kiedy dziewczyny są razem także bardzo dobrze się dogadują. Jest to więc dobry pomysł, żeby opiekować się więcej niż jednym czworonogiem.
Z psami tak małej wielkości jak chihuahua jest Wam łatwiej wyjeżdżać?
Tak, zdecydowanie. Z Fredem też podróżowaliśmy, ale z dziewczynami jest nieco łatwiej. Nasze chihuahua są przyzwyczajone do tego, aby robić siusiu na podkłady. Tak więc w podróży, lub kiedy nie możemy dotrzeć do domu na czas nie ma problemu i psy się nie męczą.
Dlaczego uważasz, że tak ważne jest, aby w domu rodzinnym znajdował się czworonożny przyjaciel?
Przyjaźń i wspólne egzystowanie psów i ludzi sięga czasów najstarszych. Czworonogi towarzyszyły nam, ludziom w życiu od zawsze. Jako pomocnicy i powiernicy. Dlatego też jesteśmy przyzwyczajeni do ich obecności w codziennym życiu nawet teraz, kiedy nie są nam potrzebne do tropienia czy w zaprzęgach. Uważam, że posiadanie psa u swojego boku jest czymś bardzo naturalnym. Nie wyobrażam sobie naszego domu bez czworonogów. Zabrakło by tylu zabawnych, choć czasem też smutnych wspomnień, które przecież tworzą historię naszego życia.
Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik