DJ Wika Wirginia Szmyt: Nie umiem żyć bez kotów i muzyki
DJ Wika Wirginia Szmyt – z wykształcenia pedagog specjalny, rozchwytywana DJ-ka. Początkowo grała jedynie na imprezach dla seniorów. Z czasem zaczęła prowadzić eventy, na których bywają osoby w każdym wieku. Kochana w całej Polsce, przede wszystkim za przełamanie mitu, według którego zajmować się rozrywką powinny tylko osoby młode. Oto wywiad z osobą wyjątkową, która opowiada nam nie tylko o swojej miłości do zwierząt, ale przede wszystkim o tym, jak ważne jest zwracanie uwagi na osoby starsze. I tu pojawia się pytanie? Kiedy jesteśmy już starzy…?
Jak zaczęła się Pani pasja związana z byciem DJ-ką?
Przez wiele lat zajmowałam się zawodowo pracą z młodzieżą w ośrodkach poprawczych. Kiedy odeszłam na emeryturę, szczególnie zaczęłam zwracać uwagę na to, jak w naszym społeczeństwie postrzegane są osoby starsze, gdyż w teorii sama się nią stałam. Mnie samej wydawało się jeszcze 20 lat wcześniej, że osoba starsza to ta w wieku lat 50, a nagle okazało się, że można żyć dużo dłużej i to pełnią życia. Zaczęłam od organizowania wieczorków dancingowych w domu seniora. Jednak tam, atmosfera nie sprzyjała wyluzowaniu się. Postanowiłam, że warto zorganizować taki event w miejscu, które ze „starością” zupełnie się nie kojarzy. I tak w 2000 roku po raz pierwszy zagrałam jako DJ w warszawskim pubie Bolek. Gram tam zresztą na imprezach do dzisiaj. Z czasem zaczęłam być znana i rozpoznawalna, bo praca DJ-a, kojarzy się praktycznie wyłącznie z wykonywaniem jej przez osoby młode. A ja zostałam okrzyknięta „najstarszą DJ-ką w Polsce”. Wiele osób chciało nie tyle posłuchać mojej muzyki, co zobaczyć mnie w tak niespotykanej roli. Moją misją nie jest jednak pozyskiwanie fanów, czy popularność. Przede wszystkim pragnę zmieniać światopogląd i zachęcać do aktywności
osoby starszym.
Jak w Pani ocenie postrzegane są w Polsce i na całym świecie osoby starsze?
Sposób postrzegania starości idealnie obrazuje krótki filmik który zamieściłam jakiś czas temu na moim Facebook’u. Kolejno osobom w wieku 20, 30, 40 i 50 lat zadaje się tam jedno pytanie: „Kiedy człowiek jest stary?”.
Osoba 20-letnia odpowiada że w wieku 40 lat, 30-latek, że w wieku 50, 40-letni pytani stawiają tę granicę na 60-ce, natomiast 50-letni na 70. Oto jak zmienia się podejście do starości na przestrzeni życia i doświadczeń jakich nabieramy. Ważne jest jednak, aby nie zapominać o osobach starszych, które mogą nie mieć wystarczająco dużo energii i odwagi, aby zająć się na emeryturze czymś nowym. Osoby starsze nie chcą być postrzegane jako szare eminencje, które nie mają już nic do powiedzenia i powinny zajmować się jedynie swoim życiem.
Jak w wypełnionym muzyką i obowiązkami życiu, znajduje Pani czas na pomoc bezdomnym zwierzętom?
Pomagać zwierzętom można na wiele różnych sposobów. Zawsze znajduję czas, aby nakarmić koty żyjące w piwnicy mojego bloku. Robię to od 40 lat, bez względu na ilość pracy i obowiązków. Kolejną inicjatywą są wieczorki taneczne, na których zamiast biletów w ramach wstępu każdy ma za zadanie przynieść karmę dla bezdomnych zwierząt.
Jakie zwierzęta mieszkają z Panią w prywatnym życiu?
Nie umiem żyć bez kotów. Jak już wspominałam, dokarmiam koty wolno żyjące w piwnicy, jednak ze mną mieszkają także moje prywatne mruczki. Zawsze mieliśmy z mężem zwierzęta, które zabieraliśmy ze sobą wszędzie, były członkami naszej rodziny. Były to dwa psy – Ika i Szmurek oraz dwa koty Burcia i Duduś. Psy odeszły rok przed śmiercią mojego męża. Czyli 7 lat temu. Burcia i Duduś niestety również opuściły mnie w ostatnim czasie. Chciałabym mieć psa, jednak nie pozwala mi na to moja praca, która wiąże się z częstymi wyjazdami. Dużo łatwiej jest mi opiekować się kotami, które chociażby nie potrzebują spacerów. Obecnie mieszkają ze mną cudne dwie koteczki – Pusia i Koko.
Jaka jest historia Pusi i Koko?
Pusia przybyła do mnie ze stadniny koni na warszawskich Kabatach 13 lat temu. Namówiła mnie na tę adopcję moja wnuczka. Pusia była wtedy małą kulką, a obecnie wyrosła na piękną kotkę. Koko przyjechała ze mną z jednego z wyjazdów. Zabrałam ją z Jastarni. Dziewczyny jednak nie bardzo się lubią, na terenie domu raczej się omijają. Każda z osobna chce być moją ulubienicą, nie lubią przychodzić do mnie wspólnie, ani nie bawią się ze sobą. Prawdopodobnie to Pusia do tej pory nie może przyzwyczaić się, że nie jest jedyna w domu. Kocham je obydwie tak samo i staram się rozdzielać swoją miłość po połowie i nie faworyzować żadnej z nich.
Rozmawiała i fotografowała
Dorota Szulc-Wojtasik