Bo my kochamy zwierzęta!
Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak są bardzo lubianą parą aktorską. Ewa Złotowska jest aktorką i reżyserką, związaną głównie z estradą i dubbingiem. Użyczyła głosu pszczółce Mai w popularnym serialu animowanym pod tym samym tytułem. Z zaangażowaniem i oddaniem pomaga bezdomnym zwierzętom. Mówi się o niej: mała kobieta o wielkim sercu. Napisała książkę pt. „Największe miłości świata”, w której opisuje swoje przyjaźnie z domowymi zwierzakami, czyli przyjaciółmi rodziny. Marek Frąckowiak jest znanym aktorem teatralnym i filmowym. Zagrał w setce polskich filmów i seriali. Założył fundację, której celem jest promowanie twórczości Bogusława Schaeffera. Kocha zwierzęta. Jest zapalonym koniarzem, uprawia konkurencję skoków.
Duża ta Wasza rodzina!
Ewa Złotowska: Obecnie mamy pięć psów i cztery koty. Część z nich to znajdy – trafiały do naszego domu ze wsi, ze schroniska, z budowy... Pozostałe otrzymywaliśmy od naszych przyjaciół i znajomych.
Marek Frąckowiak: Zacznijmy naszą opowieść od psów, czyli Klary, Gracji, Amelki, Normana oraz Adasia. Najpierw przedstawmy szefową, czyli Klarę.
Ewa Złotowska: Faktycznie, psiej gromadce przewodzi Klarcia, która trafiła do nas od znajomych spod Jeleniej Góry.
Marek Frąckowiak: O Klarze mówię, że jest „niskopienną wilczycą”. Gdy była młoda – zachwycała wyglądem, głównie za sprawą nietuzinkowego umaszczenia: mordka z kropeczką, kubraczek, szeleczki. A wszystko to malowane niczym pędzlem. Poza tym od trzeciego miesiąca życia sterczały jej uszy, jak u rasowej wilczycy.
Ewa Złotowska: Klarcia to nie tylko uroda, ale również charakter. Jest typową samicą alfa: groźna i wymaga od swych „podwładnych” absolutnego posłuszeństwa. Kiedyś mieliśmy psa – Oskara, który nie pozwalał sobą zarządzać. Klarcia i Oskar potrafili złapać się za skórę! Ale nasza Klara myślała wówczas jak psia dama: „Co? Z zębami do kobiety? Niemal od razu podporządkowała sobie Grację, którą sprezentowała nam moja koleżanka.
Gracja do tej pory, mimo że upłynęło jedenaście lat, zachowała niezwykłą urodę i porusza się z niebywałym wdziękiem. Pozostaje wizytówką urody. Nic dziwnego, że ma wielu adoratorów – wszystkie psy w okolicy się w niej kochają (śmiech).
Marek Frąckowiak: Gracja przypomina niekiedy małą dziewczynkę z warkoczykami. Przychodzi do nas na skargę, że jej źle... Za to na spacerze jest cudowna. Zachowuje się niczym prawdziwy myśliwski pies.
Ewa Złotowska: Kolejną sunię, czyli Amelkę przywiozła do nas moja koleżanka z hodowli, która niestety nie była prowadzona w profesjonalny sposób. Amelka przebywała w malutkiej klatce dla królików. Skurczona, niewłaściwie żywiona, była nieatrakcyjny psem, którego nikt nie chciał kupić. Myślę, że gdybyśmy jej nie wzięli, los Amelki byłby przesądzony.
Marek Frąckowiak: Amelka jest u nas od dwóch lat i dopiero teraz stała się bardziej otwarta na życie. W stosunku do obcych wciąż jest podejrzliwa i nieufna. Natomiast w towarzystwie naszych pozostałych psów czuje się naprawdę dobrze. A to poszczekuje na rowerzystę za furtką, a to wystawia łebek za ogrodzenie, jakby chciała powiedzieć: „No, podejdź tu tylko!”, co więcej – wieczorami z całym naszym psim stadkiem chodzi po ogrodzie i staje się wówczas psem stróżującym.
Ewa Złotowska: A mnie w Amelce najbardziej podoba się to, że jest niezwykle mądra. Zastanawiam się, w jaki sposób w tak małej główce może znaleźć się tyle mądrości? Amelka robi miny, śmieje się, a gdy rozmawiam z Markiem, to mam wrażenie, że ona wszystko rozumie.
A pozostała, męska część gromadki?
Marek Frąckowiak: Pewnego dnia przyjechałem do domu z występów i zobaczyłem, że w domu jest kudłaty pies. Ewa opowiedziała mi przerażającą historię, jak to pewnej nocy podczas mojej nieobecności usłyszała brzdęk łańcucha... Wyszła na zewnątrz. Za drzwiami zobaczyła psiaka z długim łańcuchem u szyi.
Ewa Złotowska: Oczywiście zdjęłam łańcuch i nakarmiłam psa. Marek po powrocie do domu odnalazł właścicieli. Oddaliśmy psa opiekunom, ale po tygodniu pies znowu do nas wrócił. Tym razem zanieśliśmy im tylko łańcuch, informując, że pies zostaje z nami. Specjalnie się tym nie przejęli. Do dziś, kiedy widzimy się na bazarku, pytają o zdrowie Adasia, który wcześniej nazywał się Tubiś.
Marek Frąckowiak: A teraz kilka słów o Normanie, który miał być nowofunlandem, ale nie do końca wyszło.
Ewa Złotowska: Przez długi czas Norman wyglądał jak syn kozy: miał dużą głowę ze spiczastą mordką. Ma ksywkę Nenufar, bo uwielbia pływać w przydomowym oczku wodnym.
Marek Frąckowiak: Nowofunlandzki pierwiastek w Normanie to z pewnością zamiłowanie do pływania i taplania się w błocie. Jeśli w okolicy jest kałuża, nasz pies na pewno ją znajdzie.
Poza psami, są jeszcze cztery koty.
Ewa Złotowska: Ksenia to czarna koteczka, która uwielbia przesiadywać w ogrodzie. Mówię o niej, że jest kochanką mojego męża, bo cały czas się całują i przytulają. Ksenia obejmuje męża łapkami za szyję, kładzie się na ramionach i na brzuchu. Każe się całować i pieścić. Uwielbia, gdy Marek mówi do niej czułe słówka. Jest słodka.
Marek Frąckowiak: Z kolei adoratorem mojej żony jest kot Lucek. Ma niebieskie oczy i białą plamkę na nosku. Ciągle chodzi za Ewą.
Ewa Złotowska: Lucek narzuca mi również, gdzie mi wolno, a gdzie nie wolno usiąść. Jest szalenie zasadniczy i generalnie to on rządzi domowym stadem. Kolejny kot, czyli Gucio, jest nazywany przez nas kotem podkuchennym, gdyż jest potwornym żarłokiem. Gdy tylko idę do kuchni, on natychmiast się w niej pojawia niczym duch i tak przeraźliwie miauczy, że za chwile „padnie z głodu”.
Marek Frąckowiak: Naszą kocią gromadkę zamyka Cyryl, który kiedyś był brzydki jak biała mysz, a jednak wyrósł na naprawdę pięknego kota. Wygląda jak święty kot birmański, o niebieskich oczach. Całe dnie wyleguje się na łóżku, a gdy ja chcę rozprostować nogi, to nawet się nie ruszy, aby ustąpić mi miejsca.
Zdarzają się konflikty w tej niezwykłej grupie?
Ewa Złotowska: Zwierzęta żyją ze sobą w ogromnej miłości. Czasem podczas kłótni kotów, ten najbardziej rozrabiający i zadziorny schronienie znajduje właśnie u psów.
Skąd w Was tyle miłości, aby obdarować nią aż dziewięć zwierzaków?
Ewa Złotowska: Ależ my kochamy wszystkie zwierzęta na świecie! To po prostu w nas jest. We mnie jest jakiś bezwarunkowy odruch – muszę pomagać zwierzakom, szczególnie tym skrzywdzonym przez los. Ostatnio miałam dziwny sen: śniły mi się bezpańskie psy, które mówiły ludzkim głosem o swej niedoli.
Marek Frąckowiak: A mnie się wydaje, że zwierzaki mamy po trosze z naszego egoizmu. Nie potrafimy bez nich żyć!
Co jest najważniejsze w Waszych relacjach?
Ewa Złotowska: Przede wszystkim trzeba uważnie obserwować zwierzaki, które sygnalizują swoje potrzeby i nie trzeba być behawiorystą, aby je zrozumieć. Doprawdy smutny to świat, w którym ludzie chcą porozumieć się z kosmitami, a nie potrafią zrozumieć własnego psa lub kota…
Marek Frąckowiak: Ewa jakimś swoim siódmym zmysłem wyczuwa, czego zwierzęta pragną, i potrzebują.
Ewa Złotowska: Zwierzęta lubią, gdy okazuje się im dużo czułości oraz gdy się do nich mówi, bo wtedy stają się bardzo towarzyskie i kontaktowe. Nasze zwierzaki rozumieją, jak wiele dla nich robimy. Bo właśnie dla nich gotujemy specjalne posiłki, dbamy o ich zdrowie, chodzimy z nimi na długie spacery w pola. Normalną sprawą są wizyty kontrolne u lekarza weterynarii czy zabiegi pielęgnacyjne. Nasze zwierzaki są po prostu zadbane!
Dlaczego przygarniacie zwierzaki?
Marek Frąckowiak: Oboje twierdzimy, że trzeba dawać radość tym zwierzakom, które są uważane za niepotrzebne. Szczególnie im należy poświęcić uwagę i odpowiednią ilość czasu.
Ewa Złotowska: W Polsce problem bezdomności zwierząt jest ogromny. Dzieje się tak za sprawą bezmyślności właścicieli, którzy nie sterylizują zwierząt nieprzeznaczonych do hodowli. Takie niekontrolowane rozmnażanie jest okrucieństwem.
Marek Frąckowiak: Przerażająca jest także ilość pseudohodowli, w których ludzie rozmnażają psy czy koty wyłącznie dla zysku. Traktują oni zwierzaki jak zwykły towar. Im więcej uda się go „wyprodukować”, tym lepiej. Nigdy nie zapomnę suczki z takiej hodowli, która była wycieńczona, do tego źle odżywiana, trzymana w tragicznych warunkach. Dlatego każdą hodowlę należy brać pod lupę!
Ewa Złotowska: Pod lupę trzeba też brać kierowców. Bardzo dużo zwierząt ginie pod kołami samochodów, a na drodze nie ma nawet śladu hamowania. Czyżby życie zwierzęcia nie było nic warte?
Marek Frąckowiak: Dlatego tak długo walczyliśmy o to, aby na drodze w okolicach naszego domu został zainstalowany próg zwalniający dla przejeżdżających aut. Teraz bezpieczniejsi są zarówno ludzie, jak i zwierzęta.
Rozmawiała Dorota Szulc-Wojtasik
Zdjęcia Aleksandra Wojtasik