Artykuły

Jestem silna i niezależna jak koty

de32add1d7c8b82c7a59339bd2319d50znk101201.png



Joannę Kurowską można obecnie podziwiać w teatrze Komedia w Warszawie, wcześniej sukcesy odnosiła na deskach teatru Nowego, Rampa, czy Teatru na Woli. Zagrała w wielu serialach, m.in. Czterdziestolatek 20 lat później, Graczykowie, Rodzina Zastępcza Plus, Bulionerzy, Buła i Spóła, czy Świat według Kiepskich. W wielu serialach wystąpiła gościnnie m.in. Teraz albo nigdy, Niania, Biuro kryminalne, Fala zbrodni. Ma mocny głos o charakterystycznej barwie. W roku 1987 wygrała Przegląd Piosenki Aktorskiej. Śpiewające duety nagrała z Wojciechem Mannem, Moniką Gruszczyńską, Maciejem Miecznikowskim, czy Michałem Koterskim. Występowała w programie „Jak oni śpiewają”. Nam opowiada o swoim dzieciństwie w domu pełnym zwierząt, mówi jakimi ścieżkami chodzi jej kot Stefan i wyjaśnia, dlaczego nie lubi cyrku. A jej córka, dziewięcioletnia Zosia, opisuje prawdziwy charakter Stefana.

W twoim rodzinnym domu były zwierzęta?
J.K.: Było ich mnóstwo. Wychowałam się w domu z dużym ogrodem w Rumi, wtedy małej nadmorskiej miejscowości, dlatego pewnie nie było kłopotu z posiadaniem zwierząt. Mieliśmy psa, koty, były też koty dzikie wałęsające się w ogrodzie. 
Z siostrą miałyśmy chomiki, myszy syberyjskie, papużki i szczygła. Pamiętam jak mocno przeżywałyśmy, gdy te zwierzątka odchodziły. Siostra, widząc martwego chomika, dostawała spazmów. Mama pocieszała nas jak mogła, ocierała łzy i obiecywała, że kupi małpkę. Tak, przy każdym martwym zwierzątku obiecywała nam małpkę. Nigdy jej oczywiście nie dostałyśmy, ale przy takiej obietnicy, cierpienie związane z odejściem ukochanego zwierzaka było zdecydowanie mniejsze.
Wspólnie z siostrą budowałyśmy też bezpańskim kotom szałasy. Wydawało się nam, że one tam przyjdą i zostaną. Owszem przychodziły, bo dawałyśmy im mleko (śmiech).
Wiesz, ten domowy zwierzyniec nie był niczym dziwnym – w naszej okolicy wszystkie dzieci miały zwierzątka, a jeden kolega nawet hodował legwana. To było absolutnie normalne. Przyznam ci się do czegoś, najwspanialszą nagrodą, jaką mogłyśmy dostać była rodzinna wyprawa do oliwskiego Ogrodu Zoologicznego.

Dzieci z bloków mogły wam pewnie tylko zazdrościć. Wasz kontakt z przyrodą był ogromnie bliski i emocjonalny.
J.K.: To prawda. W ogrodzie grasowały nornice 
i krety, dlatego gdy oglądałam bajkę Przygody Krecika, to ten krecik był dla mnie czymś niemal namacalnym, bo dziadek rozpaczał, że krety mu marchewkę wykopały. A kiedy tylko wyjechało się za Rumię pasły się konie, krowy. Ja byłam otoczona zwierzętami, naturą. Nie miałam problemu 
z rozpoznaniem zwierzaków. To nie był kontakt wirtualny jak często dzieje się teraz, tylko prawdziwy.

W czasach studenckich pewnie nie było żadnych zwierząt?
J.K.: Tak, chociaż raz mój kolega, Włodek Skoczylas, na urodziny przyniósł mi klatkę z myszami syberyjskimi. Wybuchła jakaś okropna afera, bo ktoś uprzejmie doniósł portierce, a w akademiku nie można było trzymać zwierzaków. W końcu myszy zwiały i znowu była niezła draka, kiedy ich szukaliśmy. (śmiech). Później wynajmowałam mieszkania 
i nie było możliwości przygarnięcia jakiegoś zwierzęcia. Dopiero, kiedy osiadłam w domu pod Warszawą znowu pojawiły się zwierzaki.

Na początku były Frania i Ruda...
J.K.: Tak, dwie piękne suczki posokowce bawarskie, matka z córką. Wspaniałe, przyjacielskie... Były z nami bardzo długo, Frania żyła 17, Ruda 18 lat. Lekarz weterynarii, który opiekował się nimi nie mógł wyjść ze zdziwienia, że nasze psy żyją tyle czasu i są w takiej świetnej kondycji.

Odeszły psy i pojawił się kot Stefan?
J.K.: Najpierw chcieliśmy kupić psa, jednak kiedy byliśmy u naszych przyjaciół na Mazurach, ujrzeliśmy małego biednego kota. Kociak został odrzucony przez matkę i prawdopodobnie bez naszej pomocy by nie przeżył. Teraz jest u nas już 5 lat.

Widzę, że Stefan najlepiej czuje się w ramionach Zosi. Czy łączy ich silna więź?
J.K.: Zośka pokochała Stefana miłością wielką od pierwszego wejrzenia. Dbała o niego, chuchała. Kocur z takiego zabiedzonego maleństwa wyrósł na prawdziwego tygrysa syberyjskiego. Zasypiają razem w łóżku chociaż raczej nie powinni, bo Zosia ma niewielką, ale jednak alergię.
Zosia: Kiedyś spał mi nawet na głowie... (śmiech). J.K.: Kot nie zasypia bez Zosi, a Zośka bez kota. Czasem, kiedy śpią tak przytuleni widzę, jak kocur kładzie na niej swoje łapki, jakby trzymał swoją własność. Stefan w rękach Zosi jest przytulanką. On czuje, że córka jest jego panią. Myślę sobie, że istnieje coś takiego jak pamięć kota, Stefan pamięta, że całą podróż z Mazur spędził w jej ramionach, że na początku nie opuszczała go ani na chwilę.

Zosia lubi też inne zwierzęta?
J.K.: Ona uwielbia wszystkie stworzenia, te małe, 
i te duże. Zachwyca się ślimakami, kijankami, żabami, ptakami. Ostatnio babcia kupiła jej cykady. Gdy przechodzimy ulicą, Zosia zatrzymuje się przy każdym napotkanym zwierzaku, głaszcze, przytula. Mam wrażenie, że jest aż zbyt ufna. Kiedy dzieje się coś złego zwierzętom, Zośka płacze, smuci się. Ostatnio sprawiłam jej wielką radość, ponieważ pojechałyśmy na piknik z okazji święta Hubertusa. Widziała pokazy koni, psów, sokoły.

3ea8642a457a757e2f736a13188bca22znk101202.png

Opowiedzcie, jaki charakter ma Stefan i co najbardziej lubi robić?
Zosia: Jest okropnie leniwy!
J.K.: Wydaje się leniwy, ale to taka zmyłka (śmiech), bo naprawdę to taki przyczajony tygrys, ukryty smok. Stefan jest typowym kotem z Mazur, charakternie zadziornym, ze wspaniale rozwiniętym instynktem łownym. Widziałam wiele kotów 
u moich znajomych, które całkowicie potraciły instynkt łowiecki i na widok myszy uciekają. U nas jest odwrotnie – Stefanowi trzeba było zawiązać dzwoneczek na szyi, bo trochę za mocno szalał. Często polował na sikorki, które dokarmiamy 
w karmniku przed domem. Wisi tam dla nich kawał słoniny, więc ptaszki chętnie przylatywały, co wykorzystywał Stefan. Kilka razy widziałam go w akcji, naprawdę trudno było mi uwierzyć, że jest to ten sam leniwy kot, który uwielbia wylegiwać się na kanapie (śmiech). Stefan ma zmienne nastroje. Czasem nie pozwala mi wstać, po prostu wczepia się w kolana, a czasem w ogóle nie podchodzi. Jednak zawsze na kanapie zajmuje więcej miejsca niż nasza trójka (śmiech).

Myśleliście o tym, aby do waszej gromadki dołączyć jeszcze psa?
J.K.: Gdyby nie to, że jestem alergikiem, dawno byśmy go mieli. Poza tym poczekamy jeszcze kilka lat, gdy Zośka będzie mogła się nim bardziej zająć. Weźmiemy psa z długą sierścią, który będzie mniej uczulał. Jest jeszcze bardzo ważna sprawa, jestem osobą odpowiedzialną, a posiadanie psa, to wielka odpowiedzialność. Pies nie może całymi dniami siedzieć w domu sam, bo czuje się opuszczony, samotny. Kot chodzi swoimi drogami, nie potrzebuje tak mocno człowieka przy sobie jak pies. Przy psie jeden z domowników musi być, jeśli nie cały czas w domu, to bardzo często. Widzę, jak ludzie biorą sobie pieski, np. na święta, bo zobaczyli ładny obraz w reklamie. A potem okazuje się, że zwierzak potrzebuje uwagi, czasu – nagle staje się niewygodny i porzuca się go w lesie. To strasznie smutne.

Joasiu, powiedz dlaczego twoim zdaniem warto wychowywać dziecko ze zwierzętami?
J.K.: Przyjaźń ze zwierzętami to współistnienie 
z naturą. Trzeba uczyć dzieci odpowiedzialności 
za drugie stworzenie, które się oswoiło jak powiedział Saint Exupery w „Małym księciu”. Zwierzę 
w domu rozwija w małym człowieku sferę wrażliwości, miłości. Uważam, że człowiek, który potrafi zaprzyjaźnić się ze zwierzęciem staje się o wiele bogatszy.

To chyba też trochę przekłada się na dobre kontakty z ludźmi?
J.K.: Hmm, wiesz ja nie do końca się z tym zgadzam. Znam osoby, które mają genialne kontakty ze zwierzakami, a fatalnie układają im się relacje 
z ludźmi. Dlatego jestem ostrożna z wyciąganiem takich wniosków. Wiem jednak, że zwierzę nie może zastępować czegoś w życiu – miłości do dziecka, czy miłości do ludzi. Najlepiej jeśli proporcje są właściwe – taką samą miłością darzymy ludzi i zwierzęta. Jeśli bardziej kochamy zwierzaki, a gardzimy ludźmi, nie jest dobrze.
I jeszcze jedna ważna kwestia, która mocno mnie porusza. Nie można kochać kotów, psów, a niszczyć mrowiska, łamać krzewy, kwiatki. Poza tym jak można mówić o sobie, że kocha się zwierzęta 
i wyrzucać śmieci do lasu?! Rośliny, tak jak zwierzaki są częścią natury! Nie dzielmy natury tak, że są psy, koty, a potem już nic. Miłość do natury powinna być jednością.